Taką deklarację Danuty Hübner można przeczytać w artykule „The Bulletin”, belgijskiego lifestylowego magazynu. „Nigdy nie byłam członkiem partii, choć zarówno liberałowie, jak i socjaliści w PE uważali mnie za jedną ze swoich” – powiedziała Hübner. A dziennikarka pisze: „Jedyną aktywnością, w jaką się zaangażowała politycznie, było referendum dotyczące wstąpienia Polski do UE”. Autorka artykułu dodaje, że polska komisarz woli rozmawiać o sobie bardziej jako naukowcu niż polityku. Naciskana w tej drugiej kwestii Hübner deklaruje się jako liberał.
Słowa dzisiejszej lokomotywy warszawskiej listy PO do Parlamentu Europejskiego mogą dziwić. Od 1970 do 1987 roku obecna komisarz UE ds. polityki regionalnej należała bowiem do PZPR.
Polscy eurodeputowani z SLD, których Hübner porzuciła dla Platformy, są zażenowani. „Pani komisarz rozpoczyna żmudne budowanie nowego wizerunku, który wygląda atrakcyjnie na salonach brukselskich, choć nie do końca odpowiada jej wizerunkowi, który znamy z kraju” – skomentował w swoim blogu Marek Siwiec.
Deputowana z SLD Lidia Geringer d’Oedenberg twierdzi, że wstąpienie na studiach do PZPR dawało Hübner znakomitą przepustkę do kariery. – Doktorat i habilitację zrobiła właśnie jako PZPR-owska aktywistka – zauważa Geringer d’Oedenberg.
Zwraca też uwagę, że cała polityczna kariera polskiej komisarz związana jest ze środowiskiem SLD: w 1994 roku Hübner była doradcą wicepremiera Grzegorza Kołodki, potem wiceminister przemysłu i handlu. Po przegranych wyborach pracowała w Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. W 2001 roku, gdy SLD wrócił do władzy, została szefem UKIE. Na komisarza w Parlamencie Europejskim rekomendował ją rząd Leszka Millera. – Oferowany przez PO fotel eurodeputowanej wymazał z pamięci Danuty Hübner wątek korzyści z bycia członkiem PZPR oraz, w czyich rządach zasiadała, wymazał także coś, co nazywa się lojalnością – oburza się Geringer d’Oedenberg.