Lider partii już po pierwszej turze wyborów samorządowych wiedział, kto będzie kandydował do Sejmu, a kto ma walczyć o miejsce w Senacie. Czyli kto dostanie szansę, a kto zostanie ukarany. Bo kandydowanie do Senatu z list partii mającej kilkunastoprocentowe poparcie prawie zawsze jest skazane na porażkę.
Jak można usłyszeć na Rozbrat, skazana na to może zostać Krystyna Łybacka. Odmówiła rywalizacji z Ryszardem Grobelnym o prezydenturę Poznania (Grobelny wygrał w niedzielę). Sojusz poparł wówczas byłego polityka PO Jacka Bachalskiego, co okazało się kompletną pomyłką. Bachalski nie zdobył nawet mandatu do rady miasta. Dlatego dla Łybackiej, która zasiada w Sejmie od sześciu kadencji, może nie być miejsca na liście do Sejmu. – Może spróbować startować do Senatu – mówi jeden ze współpracowników Napieralskiego.
Pod znakiem zapytania stoi też kandydowanie do Sejmu Ryszarda Kalisza. Popularny polityk Sojuszu popadł w niełaskę u kierownictwa za krytyczne wypowiedzi o partii pod wodzą Napieralskiego i za udział w zjeździe Ruchu Poparcia Janusza Palikota. Ze względu na swoją popularność Kalisz być może otrzyma prawo kandydowania do Sejmu z warszawskiej listy SLD, ale nawet nie z drugiego miejsca.
Pewien propozycji startowania do Senatu może być poseł Wacław Martyniuk, były sekretarz Klubu SLD. Podobny los w najlepszym wypadku spotka Bogusława Wontora, szefa lubuskiego Sojuszu. Obaj należeli do frakcji opozycjonistów Napieralskiego. I – jak twierdzą nasi informatorzy – teraz mogą za to zapłacić. Poseł Janusz Krasoń, szef SLD na Dolnym Śląsku, który również należał do tego grona, w ostatnich miesiącach zdołał się dogadać z liderem. Ma więc szansę na start do Sejmu.
A kto na pewno znajdzie się na listach wyborczych? – Ci, którzy dobrze wypadli w wyborach samorządowych – mówi Tomasz Kalita, rzecznik SLD. – Takie osoby jak Dariusz Joński i Tomasz Garbowski są naturalnymi kandydatami na posłów.