Księgowy od skrajnych emocji

Dla jednych minister bez wizji, dla innych wybitny ekonomista. Budzi wściekłość dołów PO?i koalicyjnego PSL

Aktualizacja: 06.10.2012 13:09 Publikacja: 06.10.2012 11:00

Księgowy od skrajnych emocji

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Jan Vincent-Rostowski budzi sprzeczne emocje. Pięć lat temu postać kompletnie nieznana nie tylko szerokiej opinii publicznej. Dziś człowiek w pierwszej piątce decydentów. Dla jednych „księgowy" bez wizji i wiedzy o gospodarce, dla innych wybitny umysł makroekonomiczny. Arogant czy brytyjski dżentelmen? Bo i nawet na poziomie oceny osobowości słychać całkowicie sprzeczne oceny.

Jedno chyba można powiedzieć już z pewnością. Dla Jacka Rostowskiego zaczyna się trudny czas, może nawet koniec jego wpływów. Właśnie przegrywa spór z Waldemarem Pawlakiem o kilka ułatwień dla przedsiębiorców. Spór zupełnie niepotrzebny, ale prestiżowy,  od dawna bowiem znane były jego złe relacje z liderem ludowców.

Słucha tylko Tuska

Rostowski coraz częściej zaczyna być obwiniany o różne problemy rządu. Znany z dystansu do koalicjanta polityk PSL Eugeniusz Kłopotek ukuł tezę, która została żywo podchwycona w Sejmie. Według niego „Rostowski zatopi Tuska". – Jest technokratą nieczułym na procesy społeczne – tłumaczy poseł PSL.

Zresztą całe Stronnictwo ma wybitnie negatywny stosunek do ministra finansów. Z jednej strony dlatego, że nie zgodził się na spłatę w ratach zadłużenia PSL wobec Skarbu Państwa. Z drugiej – gdyż każe ludowcom, wbrew ich poglądom, firmować jego politykę fiskalną. Niechęć łączy wszystkich, nawet tych, którzy są wewnętrzną opozycją wobec Pawlaka.

– Archaiczny typ ministra finansów poprzedniej epoki, nierozumiejący znaczenia dla gospodarki popytu i inwestycji publicznych – określa go Janusz Piechociński.

Gdy w ostatnich tygodniach słuchało się Waldemara Pawlaka, to w prawie każdą wypowiedź wplatał złośliwości pod adresem ministra finansów. Nawet gdy komentował fakt przystąpienia Polski do Europejskiej Agencji Kosmicznej, nie omieszkał dodać, że nastąpiło to tak późno, bo resort Rostowskiego żałował kilkudziesięciu milionów złotych na potrzebną składkę.

Platforma jednak stoi murem za ministrem, który w tej kadencji jest już członkiem partii i został jej posłem.

– Jego sukces będzie sukcesem całej PO, klęska będzie klęską Platformy – mówi jeden z posłów. Anonimowo, bo o Rostowskim wiadomo, że jest prawą ręką Tuska, a poza tym on decyduje o nawet najmniejszych sumach wydawanych w lokalnych inwestycjach.

– Rostowski jest piekielnie trudnym partnerem dla innych ministrów. Trudno go przekonać do zwiększenia wydatków, ale jest partnerem racjonalnym. Aby z nim rozmawiać, trzeba mieć rzeczowe argumenty – mówi „Rz" minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.

Inny minister dodaje: – Donald uważa go za wybitnego znawcę makroekonomii. Na początku kryzysu w 2008 r. poszedł pod prąd, nie godząc się na dosypywanie pieniędzy do gospodarki, i miał rację. Tym zyskał zaufanie premiera.

– Jest konsekwentnie konserwatywno-liberalny, a to w PO rzadka postawa, bo oni są labilni, jeśli chodzi o poglądy – ocenia była minister pracy Jolanta Fedak.

Są jednak od tego wyjątki. Minister finansów zaciekle blokuje projekt ustawy łupkowej, jaki przygotowało Ministerstwo Środowiska. Uważa, że wprowadzenie do każdej koncesji wydobywczej polskiej spółki odstraszy inwestorów. Nie przemawiają do niego argumenty, że tego rodzaju rozwiązanie nie spowodowało masowej ucieczki zagranicznych koncernów wydobywczych z Holandii, Danii czy Norwegii. Aby kontrolować te firmy, Rostowski miał chcieć powołać nową służbę geologiczną. Miał być gotowy wydać na to kilkadziesiąt milionów złotych. Taka propozycja podobno wprawiła w osłupienie wszystkich, którzy negocjowali kształt projektu ustawy.

W?roli polityka

Na posiedzeniach rządu nie wyglądało na to, że premier faworyzował jakoś szczególnie ministra finansów. Ale w strategicznych decyzjach przyjmował jego zdanie. Ze wszystkimi konsekwencjami typu konflikt z Pawlakiem. Inną poważną konsekwencją jest konflikt ze związkami zawodowymi, zwłaszcza „Solidarnością". Związkowcy jeszcze w poprzedniej kadencji dostrzegli, że Komisja Trójstronna jest fikcją, bowiem przedstawiciel rządu nie ma tam nic do powiedzenia, gdyż ostatnie słowo należało do Rostowskiego. W zeszłej kadencji z udziału w niej w proteście chciał zrezygnować Pawlak. W tej kadencji przedstawicielem jest osoba mało doświadczona politycznie i raczej o słabej pozycji, czyli minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.

– Jacek jest całkowicie impregnowany na argumenty natury politycznej. Takie, że trzeba komuś ustąpić, bo inaczej będzie konflikt – tłumaczy go jeden z naszych rozmówców.

Od dawna jako bezstronnego eksperta przestała traktować Rostowskiego opozycja. Wyczuł w sobie naturę polityka i zaczął chętnie wchodzić w polemiki w czasie debat sejmowych.

– Coraz lepiej w tym się czuje. Zresztą umie sprowokować co bardziej krewkich watażków z opozycji – mówi Piechociński.

Kolegom z PO to się podoba, ale ministrowi utrudnia kontakty merytoryczne. Z krytyką komentatorów spotkał się jego sposób zrecenzowania programu gospodarczego PiS, który nazwał „piramidą finansową". Nie uczestniczył w debacie ekonomicznej tej partii, bo organizatorzy się obawiali, że może dojść do awantury. Podobne obawy mieli organizatorzy debaty SLD-owskiej. Aby zabezpieczyć się przed tym, wymyślili taką formułę spotkania, na której Rostowski miał wygłosić jedynie dość neutralny referat.

Do listy starych przeciwników ministra trzeba dorzucić grono ekonomistów. Szczególnie Leszka Balcerowicza, z którym kiedyś się przyjaźnił. A potem poróżnił w czasie sporu o OFE w 2011 r. Epizodem, wcale nie drobnym, było to, że w czasie debaty z Balcerowiczem Rostowski zwracał się do niego po imieniu. Profesor wściekł się, bo przed debatą ustalili, że będą zwracać się do siebie bardziej oficjalnie.

Nową listę przeciwników otworzą niedługo samorządowcy. Konflikt dotyczy barier zaciągania długów na wkłady własne przy inwestycjach współfinansowanych przez Unię Europejską oraz różnych zobowiązań samorządów cierpiących na spadek dochodów z podatków.

– Nawet nasi samorządowcy już go nienawidzą. On ich za bardzo lekceważy – mówi bardzo ważny polityk PO. Na niedawnej radzie regionalnej wielkopolskiej PO tamtejsi samorządowcy żalili się na Rostowskiego. Szef wielkopolskiej PO Rafał Grupiński nie bronił ministra. Z kolei lider małopolskiej PO Ireneusz Raś zaczął mobilizować tamtejszych posłów przeciw ministrowi, gdy okazało się, że region stracił szereg inwestycji. Grupa podlaskich parlamentarzystów PO, pod wodzą Roberta Tyszkiewicza, dostała od minister rozwoju regionalnego 6 milionów złotych na inwestycje w gminach wokół Białowieskiego Parku Narodowego. Dotacja została zablokowana, chociaż dotyczyła niewielkiej sumy.

Lider małopolskiej PO Ireneusz Raś zaczął mobilizować tamtejszych posłów przeciw ministrowi

– Brakuje mu elastyczności, nie czuje kontekstu społecznego. Dlatego wielu ma go za doktrynera – uważa Józef Oleksy, który jako szef rady programowej SLD debatował na temat ekonomii i kryzysu z Rostowskim.

Maniery ekscentryka

Pewnym problemem w relacjach ministra z innymi partnerami jest to, że większość życia spędził w Wielkiej Brytanii. Jego zdystansowany sposób bycia – wtedy oczywiście, gdy nie wdaje się w polemikę – przez niektórych odbierany jest jako arogancja. Według osoby z nim zaprzyjaźnionej to niesprawiedliwa ocena: – On wie, że niektórzy tak o nim mówią. Ale twierdzi, że ze względu na szacunek wobec swoich rozmówców chce być rzeczowy.

Rzeczywiście, w osobistym kontakcie Rostowski jest uprzejmy, a często i dowcipny. Pracownicy ministerstwa mówią, że rządzi nimi twardą ręką, ale niezależnie od ich szarży traktuje z szacunkiem.

Angielskie maniery czasem łączą się z ekscentrycznością. Gdy Ministerstwo Pracy poprosiło o więcej pieniędzy na żłobki, minister odpowiedział, że nie da. Tłumaczył, że jego zdaniem żłobki nie mają sensu, gdyż to matki powinny wychowywać małe dzieci.

Tamta historia nie wyszła na zewnątrz, a Ministerstwo Pracy i tak wytargowało te pieniądze. Ale niezrozumienie polskich realiów wywołało inny kryzys. Już wiele miesięcy temu kilku polityków PO sygnalizowało ministrowi finansów, że trzeba znaleźć w sumie nieduże pieniądze na wykup siedziby IPN. Chodził w tej sprawie m.in. bliski doradca premiera Wojciech Duda. Argumentował, że trzeba to załatwić, bo inaczej wybuchnie polityczna awantura. – Awantura o jakiś urząd? Naprawdę to kogoś obchodzi? – miał dziwić się minister.

Awantura wybuchła, a pieniądze i tak trzeba było wydać.

Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia