Jan Vincent-Rostowski budzi sprzeczne emocje. Pięć lat temu postać kompletnie nieznana nie tylko szerokiej opinii publicznej. Dziś człowiek w pierwszej piątce decydentów. Dla jednych „księgowy" bez wizji i wiedzy o gospodarce, dla innych wybitny umysł makroekonomiczny. Arogant czy brytyjski dżentelmen? Bo i nawet na poziomie oceny osobowości słychać całkowicie sprzeczne oceny.
Jedno chyba można powiedzieć już z pewnością. Dla Jacka Rostowskiego zaczyna się trudny czas, może nawet koniec jego wpływów. Właśnie przegrywa spór z Waldemarem Pawlakiem o kilka ułatwień dla przedsiębiorców. Spór zupełnie niepotrzebny, ale prestiżowy, od dawna bowiem znane były jego złe relacje z liderem ludowców.
Słucha tylko Tuska
Rostowski coraz częściej zaczyna być obwiniany o różne problemy rządu. Znany z dystansu do koalicjanta polityk PSL Eugeniusz Kłopotek ukuł tezę, która została żywo podchwycona w Sejmie. Według niego „Rostowski zatopi Tuska". – Jest technokratą nieczułym na procesy społeczne – tłumaczy poseł PSL.
Zresztą całe Stronnictwo ma wybitnie negatywny stosunek do ministra finansów. Z jednej strony dlatego, że nie zgodził się na spłatę w ratach zadłużenia PSL wobec Skarbu Państwa. Z drugiej – gdyż każe ludowcom, wbrew ich poglądom, firmować jego politykę fiskalną. Niechęć łączy wszystkich, nawet tych, którzy są wewnętrzną opozycją wobec Pawlaka.
– Archaiczny typ ministra finansów poprzedniej epoki, nierozumiejący znaczenia dla gospodarki popytu i inwestycji publicznych – określa go Janusz Piechociński.