Perswazja pomogła. Z 40 posłów PO, którzy dwa tygodnie wcześniej zaskoczyli zdecydowaną postawą w sprawie aborcji, zostało 14. Projekt Solidarnej Polski przewidujący zakaz usuwania ciąży w przypadku płodów upośledzonych przepadł. Tym samym przepadły też nadzieje tych, którzy sądzili, że mocno osłabło przywództwo Donalda Tuska.
Po pomyślnym dla Tuska głosowaniu mała grupka zdecydowanych konserwatystów jest nawet atutem, bo wiadomo, że nie jest już realną siłą polityczną. Za to niczym wisienka na torcie może być dowodem na kwestionowany ostatnio pluralizm ideowy PO. Tusk zaś może zacząć porządkować sprawy wewnątrz partii.
Od czasów afery Amber Gold siła jego przywództwa słabła. Obserwujący go na posiedzeniach Rady Ministrów członkowie rządu widzieli człowieka zdekoncentrowanego, przygnębionego i zmęczonego. Szczególnie gdy media publikowały doniesienia na temat jego syna.
Do tego dochodziły spadające sondaże, wieści na temat kryzysu, skandale związane z katastrofą smoleńską. Jeden z bardziej znaczących ruchów Tuska sprzed „drugiego expose" zakończył się klapą. W czasie debaty w Sejmie po ustaleniu pomyłki z ciałem Anny Walentynowicz Tuskowi nie udało się sprowokować PiS do emocjonalnych i hałaśliwych wystąpień. Partia zobaczyła, że jej szef nie jest nieomylny. Gdy wydawało się, że po przedstawieniu nowych planów rządu sondaże znów odbiją, spadł deszcz. Kompromitacja na Stadionie Narodowym sprawiła, że był tylko jeden sondaż, w którym PO wróciła do starych notowań.
Zła passa wywoływała plotki o rzekomo planowanej rewolucji pałacowej wewnątrz PO i obaleniu Tuska. W najczęściej powtarzanym scenariuszu zamachowcami mieli być Grzegorz Schetyna i jego frakcja – nieomal etatowo obsadzani w tej roli – plus Janusz Palikot, ewentualnie SLD. A wszystko to ze wsparciem Bronisława Komorowskiego.