O uchylenie immunitetu byłemu posłowi PiS wnioskował prokurator generalny w związku ze sprawą bójki pod jednym z warszawskich klubów. Pismo od Andrzeja Seremeta wpłynęło do Sejmu na początku marca. Posłowie nie musieli jednak głosować w tej sprawie, ponieważ Wipler immunitetu zrzekł się sam.
Dziś Komisja regulaminowa i spraw poselskich stwierdziła formalną poprawność oświadczenia o zrzeczeniu się przez niego immunitetu. - Chcę, żeby ta sprawa została jak najszybciej zamknięta i żeby wszystkie fakty, od których minęło już pół roku, poznała opinia publiczna. Tego się domagam i tego też domagałem się od Andrzeja Seremeta, bo bardzo delikatnie mówiąc, prokuratura działała opieszale - komentuje "Rz" Wipler.
Poseł wyraża też nadzieję, że "sprawa pójdzie szybko i nie będzie elementem rozgrywek politycznych prowadzonych przez prokuraturę czy policję". Wipler nie rozumie też opieszałości, z jaką pracowała sejmowa komisja. - Minęło już pół roku od wszystkich zdarzeń. Ja formalnie zrezygnowałem z immunitetu już dwa miesiące temu. Formalne sprawdzanie, czy zrobiłem to prawidłowo, to absurd. Co oni badali? Poprawność podpisu? To jakiś kosmos - mówi.
Jak przyznaje w rozmowie z "Rz", jego celem jest oczyszczenie dobrego imienia i doprowadzenie do sytuacji, w której opinia publiczna pozna wszystkie fakty. - Łącznie z nagraniami z monitoringu. W trakcie ostatniego pół roku było wiele przypadków, w których pokazywano monitoring, a w tej, bez żadnych wiarygodnych powodów, nie pokazano - podkreśla polityk. - Z jednego prostego powodu. Te nagrania bardzo rozchodzą się z wersją policji - dodaje.
Do tej pory sam Wipler również nie miał możliwości zapoznania się z nagraniami z miejsca zdarzenia. - Ja bym wręcz chciał, żeby mi postawiono zarzuty, bo wtedy będę miał już status w tej sprawie i będę miał dostęp do wszystkich dowodów, faktów i zeznań ludzi, którzy łamali prawo tamtego wieczoru - wyznaje i zaznacza, że sam prawa nie złamał.