Rodzinne korzenie Olowskiego muszą być silne, skoro na oficjalnej stronie Departamentu Stanu deklaruje obok chińskiego i arabskiego znajomość języka polskiego. Informacje o nim uzyskać jednak nie jest łatwo, bo jeszcze kilka tygodni temu pozostawał absolutnie nieznany szerszej publiczności.
Czytaj więcej
Sekretarz stanu USA Marco Rubio zapowiedział poważną restrukturyzację swojego departamentu, w wyn...
Teraz jednak jest zupełnie inaczej. – Waszyngton przeżył w minionym miesiącu ogromny szok, kiedy Lew Olowski, niskiej rangi, mało znany urzędnik, został mianowany pełniącym obowiązki dyrektora generalnego amerykańskiej służby zagranicznej, co jest jedną z najwyższych rangą pozycji w Departamencie Stanu – napisał „Financial Times”.
Do tej pory dyrektorem generalnym Departamentu Stanu był dyplomata u szczytu kariery
Brytyjski dziennik podaje, że Olowski jest jednym z 11 świeżo desygnowanych na kluczowe stanowiska dyplomatów, którzy należą do utworzonego ledwie rok temu Stowarzyszenia Bena Franklina (BFF).
Chodzi o organizację, która jak przyznaje jej założyciel Phil Linderman, stawia sobie za zadanie promocję na arenie międzynarodowej „agendy prezydenta Trumpa”. Innym członkiem BFF, który również robi niezwykłą karierę w amerykańskiej służbie dyplomatycznej, jest ambasador w Meksyku za pierwszej kadencji Trumpa Christopher Landau. Został właśnie pierwszym zastępcą szefa dyplomacji USA Marca Rubia.