Każdy z dziewięciu dotychczasowych kanclerzy RFN otrzymywał za pierwszym razem zawsze co najmniej wymaganą większość. Chodzi przy tym nie o zwykłą większość, ale tzw. większość kanclerską, co oznacza połowę plus jeden głos wszystkich członków Bundestagu, bez względu na to, czy uczestniczą w posiedzeniu, czy też nie.
– Wszystko to nie było równoznaczne z wielkim kryzysem rządowym. Można było się spodziewać, że Merz stanie do wyborów raz jeszcze i uzyska wymaganą większość – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Thomas Pogundtke z Uniwersytetu Heinricha Heinego w Düsseldorfie. Jego zdaniem oba ugrupowanie nie miały innego wyjścia niż doprowadzenie za wszelką cenę do udanego głosowania, gdyż załamanie obecnego układu oznaczałoby nowe wybory parlamentarne o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Podkreśla jednak, że nieudany wybór osłabił niezwykle Merza, zwłaszcza w sprawach polityki międzynarodowej. W wielu stolicach, zarówno w Europie, jak i w USA, postrzegany może być jako kanclerz, któremu w każdej chwili może powinąć mu się noga.
– Falstart będzie ciążył na nowej koalicji – mówi „Rzeczpospolitej” Kai-Olaf Lang, ekspert berlińskiego think tanku Wissenschaft und Politik. Rzecz w tym, że uzyskanie większości w sojuszu rządowym nie będzie automatyczne w sytuacji, gdy istnieją tarcia zarówno między partiami koalicyjnym, jak i wewnątrz nich samych. Taka perspektywa jest daleka od stabilnych rządów, zwłaszcza po upadku rządu Olafa Scholza.
W obu ugrupowaniach koalicyjnych trwa obecnie poszukiwanie przyczyn wtorkowej katastrofy. W mediach wymienia się najczęściej sam skład rządu, do którego nie weszli przedstawiciele z silnych lokalnych organizacji CDU w Dolnej Saksonii czy samego Berlina. To oni mogli wyrazić swoje niezadowolenie, głosując przeciwko Merzowi. Podobnie w SPD. Do rządu nie weszła też współprzewodnicząca partii Saskia Esken, reprezentantka lewicy, utożsamiana z tak ważnymi dla partii projektami pomocy socjalnej jak słynny i hojny (ale i niezwykle kosztowny) zasiłek obywatelski (Bürgergeld) dla bezrobotnych. Desygnowany z ramienia SPD na wicekanclerza i ministra finansów Lars Klingbeil jest reprezentantem umiarkowanego skrzydła partii, co mogło się nie spodobać niektórym socjaldemokratycznym deputowanym.
Dziurawe drogi, spóźniające się pociągi i jeszcze przegrana Merza
Przez kilka godzin pomiędzy pierwszym a drugim głosowaniem nad Niemcami wisiała katastrofa o niewyobrażalnych konsekwencjach. Upadek kandydatury Merza groził nowymi wyborami, w których skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) mogłoby odnieść sukces z aspiracjami do utworzenia rządu. Byłoby to równoznaczne z niesłychanym chaosem politycznym w trudnej sytuacji międzynarodowej, gospodarczej i społecznej.