Premier Donald Tusk odwołał członków Rady Naukowej Instytutu Zachodniego. Zasiadali w nim politycy związani z PiS, m.in. Szymon Szynkowski vel Sęk, Arkadiusz Mularczyk oraz były ambasador w Niemczech Andrzej Przyłębski. – Ich działalność powinna służyć dobru ogółu, a nie wzmacnianiu pozycji jednej partii – argumentował szef Kancelarii Premiera Jan Grabiec.
– Pomysły polityczne, żeby podważać i zmierzać do likwidacji jednostki, która ma niemal 80-letnią historię, która jest jednostką stanowiącą istotny, ważny punkt naukowy na mapie Poznania, są głęboko nieodpowiedzialne. Są po prostu szalone. Są to pomysły szalonych likwidatorów, którzy – mam wrażenie – chcą w tej chwili już likwidować absolutnie wszystko – stwierdził poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk.
Czytaj więcej
- Instytut Zachodni próbował oddziaływać na polską polityką zagraniczną w nadziei, że przyniesie „to korzyść Polsce, nie PiS-owi” - uważa prof. Jadwiga Kiwerska, i przedstawia argumenty dlaczego ta placówka nie powinna zostać zlikwidowana.
Tymczasem posłanka PO Katarzyna Kierzek-Koperska twierdzi, że nikt nie mówi o likwidacji Instytutu Zachodniego, a sam minister Grabiec dodał, że działalność placówki zostanie poddana audytowi.
To nie był instytut PiS
W liście do „Rzeczpospolitej” prof. Jadwiga Kiwerska, kierownik zespołu w pionie badawczo-analitycznym, przypomniała, że w grudniu 2015 r. Sejm przyjął ustawę, na mocy której placówka uzyskała status państwowej jednostki organizacyjnej pod nadzorem Prezesa Rady Ministrów, a to pozwoliło na zagwarantowanie dotacji z budżetu państwa. „O takie rozwiązanie IZ walczył niemal od momentu przełomu w 1989 r. Wreszcie się udało i był to efekt szerokiej ofensywy lobbingowej, jaką wobec poznańskich polityków wszystkich opcji prowadziliśmy od 2010 r.” – dodała.