Spór o Instytut Zachodni. PiS go uratował czy zawłaszczył?

PiS pomógł przetrwać Instytutowi Zachodniemu czy go zawłaszczył? Wokół tej placówki naukowo-badawczej rozgorzał spór wśród polityków i naukowców.

Aktualizacja: 09.01.2024 06:27 Publikacja: 09.01.2024 03:00

Instytut Zachodni w Poznaniu powstał w 1945 r., pierwszym dyrektorem był prof. Zygmunt Wojciechowski

Instytut Zachodni w Poznaniu powstał w 1945 r., pierwszym dyrektorem był prof. Zygmunt Wojciechowski

Foto: mat. pras.

Premier Donald Tusk odwołał członków Rady Naukowej Instytutu Zachodniego. Zasiadali w nim politycy związani z PiS, m.in. Szymon Szynkowski vel Sęk, Arkadiusz Mularczyk oraz były ambasador w Niemczech Andrzej Przyłębski. – Ich działalność powinna służyć dobru ogółu, a nie wzmacnianiu pozycji jednej partii – argumentował szef Kancelarii Premiera Jan Grabiec.

– Pomysły polityczne, żeby podważać i zmierzać do likwidacji jednostki, która ma niemal 80-letnią historię, która jest jednostką stanowiącą istotny, ważny punkt naukowy na mapie Poznania, są głęboko nieodpowiedzialne. Są po prostu szalone. Są to pomysły szalonych likwidatorów, którzy – mam wrażenie – chcą w tej chwili już likwidować absolutnie wszystko – stwierdził poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk.

Czytaj więcej

W obronie Instytutu Zachodniego: Miał przynieść korzyść Polsce, nie PiS

Tymczasem posłanka PO Katarzyna Kierzek-Koperska twierdzi, że nikt nie mówi o likwidacji Instytutu Zachodniego, a sam minister Grabiec dodał, że działalność placówki zostanie poddana audytowi.

To nie był instytut PiS

W liście do „Rzeczpospolitej” prof. Jadwiga Kiwerska, kierownik zespołu w pionie badawczo-analitycznym, przypomniała, że w grudniu 2015 r. Sejm przyjął ustawę, na mocy której placówka uzyskała status państwowej jednostki organizacyjnej pod nadzorem Prezesa Rady Ministrów, a to pozwoliło na zagwarantowanie dotacji z budżetu państwa. „O takie rozwiązanie IZ walczył niemal od momentu przełomu w 1989 r. Wreszcie się udało i był to efekt szerokiej ofensywy lobbingowej, jaką wobec poznańskich polityków wszystkich opcji prowadziliśmy od 2010 r.” – dodała.

Stwierdziła, że ustawa wprowadzała inne rozwiązania w zakresie powoływania Rady Instytutu, które znalazły się w gestii premiera oraz szefów niektórych resortów, w tym ministra spraw zagranicznych.

„To z ich wyłącznego nadania i bez jakiejkolwiek choćby konsultacji z kierownictwem czy pracownikami IZ w Radzie znaleźli się profesorowie J. Czaputowicz, Z. Krasnodębski czy G. Kucharczyk i B. Musiał, a także inne osoby – mówiąc łagodnie – o wyrazistych poglądach. W kolejnej Radzie, powołanej w połowie ubiegłego roku i w tym samym trybie, zasiadły osoby, które – jak możemy się dowiedzieć – pojawiają się też w innych radach: A. Mularczyk, A. Przyłębski czy K. Wnęk. My na to wpływu nie mieliśmy, ale jest to kolejny czynnik powodujący, że IZ został włączony do grupy kontrowersyjnych instytutów i teraz poddany niesprawiedliwej ocenie” – uważa profesor.

Stwierdziła, że naukowcy IZ próbowali oddziaływać na polską politykę zagraniczną „w nadziei, że przyniesie to korzyść Polsce, nie PiS-owi”.

PiS uratował IZ?

Polemizując z prof. Kiwerską – w liście skierowanym do naszej redakcji – prof. Stanisław Żerko, zwrócił uwagę, że w czasie rządów koalicji PO-PSL Rada Naukowa „została zredukowana do grona nominatów PO, niekiedy z nauką niemających nic wspólnego”. Dodał, że zasiadała w niej na przykład Grażyna Kulczyk. Jego zdaniem, gdyby nie odsunięcie PO od władzy w 2015 r., dziś już nie byłoby Instytutu Zachodniego.

„Gdy rząd PO-PSL zredukował budżet IZ z 2,4 mln do 0,88 mln w 2015 r., wymuszono na pracownikach, niezgodnie z prawem, »dobrowolną« rezygnację z połowy pensji. Jako profesor »belwederski« z 30-letnim stażem pracy musiałem się wtedy zadowolić miesięczną pensją 1580 zł netto, pod groźbą zwolnienia. Koleżanka, niezwykle zdolna ekonomistka tuż po habilitacji, odeszła, bo jej pensja wyniosła ok. 1 300 zł na rękę. Przypadała wówczas 70. rocznica utworzenia Instytutu, ale pracowników proszono, by ze względu na sytuację finansową oszczędzać nawet papier toaletowy. Przedstawiciele PO w Radzie Naukowej atakowali Instytut m.in. za to, że bada jeszcze najnowszą historię Niemiec i okupacji niemieckiej w Polsce. Należało, jak nam »wyjaśniał« w czerwcu 2008 r. minister Radosław Sikorski, koncentrować się na przyszłości. Instytut miał nie zajmować się już działalnością naukową, mimo że formalnie miał pozostawać instytutem naukowym” – napisał do „Rz” prof. Żerko.

Dodał, że w 2015 r. „jedynie PiS zainteresował się w wyraźny sposób dramatyczną sytuacją Instytutu Zachodniego”, a poznański poseł tej partii Tadeusz Dziuba wystąpił „z inicjatywą ratowania Instytutu poprzez przekształcenie placówki w ośrodek stricte ekspercki”.

Premier Donald Tusk odwołał członków Rady Naukowej Instytutu Zachodniego. Zasiadali w nim politycy związani z PiS, m.in. Szymon Szynkowski vel Sęk, Arkadiusz Mularczyk oraz były ambasador w Niemczech Andrzej Przyłębski. – Ich działalność powinna służyć dobru ogółu, a nie wzmacnianiu pozycji jednej partii – argumentował szef Kancelarii Premiera Jan Grabiec.

– Pomysły polityczne, żeby podważać i zmierzać do likwidacji jednostki, która ma niemal 80-letnią historię, która jest jednostką stanowiącą istotny, ważny punkt naukowy na mapie Poznania, są głęboko nieodpowiedzialne. Są po prostu szalone. Są to pomysły szalonych likwidatorów, którzy – mam wrażenie – chcą w tej chwili już likwidować absolutnie wszystko – stwierdził poseł PiS Szymon Szynkowski vel Sęk.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Sondaż: PiS z największym spadkiem. Rośnie Konfederacja
Polityka
Szkody wizerunkowe, gratka dla wywiadu. Specjaliści o asystentce Donalda Tuska
Polityka
Unia wszczyna procedurę nadmiernego deficytu wobec Polski
Polityka
Polityczne Michałki. Sejm rusza na wakacje a PSL z kontrofensywą, zaś Giertych przynosi KO „kontent rozliczeniowy”
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Polityka
Władysław Kosiniak-Kamysz: Jeden projekt w sprawie aborcji mógłby przejść