Jak zmiana prezydenta w USA wpłynie na relacje polsko-amerykańskie?
Z formalnego punktu widzenia, biorąc pod uwagę zakres wspólnych interesów, nie powinna wpłynąć znacząco. Może się zmienić klimat rozmów, przynajmniej na początku spotkań Andrzeja Dudy z Joe Bidenem. Ale poza tym nie powinno się nic zmienić. Łączy nas wspólnota spojrzenia geopolitycznego na zagrożenia, ich skalę i kierunki. Łączą nas bilateralne programy współpracy, przede wszystkim wojskowej, ale też dotyczące bezpieczeństwa energetycznego. Jest też perspektywa współpracy ws. energii nuklearnej i w medycynie. To są grube miliardy dolarów. Nie kupujemy tych rzeczy w Białym Domu, tylko w korporacjach amerykańskich. Poza jakimś klimatem, poza przychylnością, to wszystko od Białego Domu nie zależy. Tutaj nie dostrzegam możliwości negatywnej zmiany.
Ale coś jest na rzeczy?
Może być problem po stronie amerykańskiej. Zastanawia, jaki charakter będzie mieć nowa administracja amerykańska i czy Joe Biden, który wywodzi się ze środkowego nurtu Partii Demokratycznej, będzie miał na nią decydujący wpływ, biorąc pod uwagę, że jego zastępcą jest Kamala Harris. Może się okazać, że do administracji Bidena wejdzie duża grupa skrajnie lewicowych czy wręcz neomarksistowskich polityków i urzędników. Jeśli patrzymy, jak dobiera się już niektóre nominacje, czyli nie pod kątem kompetencji, ale jakichś suwaków, genderów, obecności środowisk wykluczonych itd., to oznacza, że w niektórych przypadkach ta administracja może się kierować nie interesem amerykańskim, ale ideologicznymi przesłankami. To jest pewien powód do niepokoju.
Jak pan ocenia Kamalę Harris?