– Miejsce złodziei nie jest na politycznych debatach, ale w więzieniu. Odpowiecie 11 lipca przed sądem narodu, a po 11 lipca – przed zwykłym – zapowiadają swym oponentom przedstawiciele Partii Akcji i Solidarności, wspieranej przez obecną prezydent Maię Sandu.
– Tam siedzą ludzie, którym wydają polecenia zza granicy – Amerykanie, Europejczycy, Rumuni – nie pozostawał dłużny były prezydent Igor Dodon, mówiąc o obecnej administracji prezydenckiej. Startuje w wyborach na czele swojej partii socjalistycznej. Przed kampanią zawarł sojusz z komunistami, którymi przewodzi kolejny były szef państwa Władimir Woronin.
Z tego powodu niedzielne wybory już nazwano „pojedynkiem prezydentów".
Adwersarzy dzieli wszystko. PAS, silnie związany z Maią Sandu (która po objęciu funkcji szefa państwa zrzekła się członkostwa w niej), zwraca się do wyborców, którzy chcą wstąpienia kraju do UE. Głównym jednak hasłem jest zwalczanie korupcji, która obciąża prawie wszystkie poprzednie rządy, w tym i socjalistów Dodona. – Z powodu korupcji mamy powszechną biedę, korupcja zmusza do imigracji – mówiła Maia Sandu tuż po zaprzysiężeniu.
Socjaliści i komuniści chcą zaś, by Mołdawia wstąpiła do zdominowanej przez Rosję Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Domagają się też dla języka rosyjskiego statusu „języka porozumienia międzyetnicznego", czyli języka, którym mieliby się porozumiewać przedstawiciele różnych grup etnicznych kraju – zamiast mołdawskiego. Rosyjski był takim przez chwilę, gdy w grudniu ubiegłego roku Dodon, ustępując z urzędu prezydenckiego, podpisał odpowiedni dekret. Ale wraz z zaprzysiężeniem nowej pani prezydent w styczniu Trybunał Konstytucyjny uznał nowe prawo za niekonstytucyjne. Jednocześnie socjaliści i komuniści chcą „tradycyjnej rodziny", a na niektóre wiece wychodzą z chorągwiami cerkiewnymi.