Zmianie premiera w 2017 roku przyświecał jeden cel. Mateusz Morawiecki miał poprawić wizerunek Polski w UE i ugasić unijne pożary, które wywołał rząd Beaty Szydło. Cztery lata po rotacji w Kancelarii Premiera nawet posłowie PiS oceniają decyzje kadrową Jarosława Kaczyńskiego słowami: zamienił prezes siekierkę na kijek. Premier Morawiecki nie poprawił wizerunku Polski w UE.
Nie poprawił, bo nie mógł, działając w nieprzychylnym Unii środowisku PiS, będąc z jednej strony ubezwłasnowolnionym przez Kaczyńskiego, a z drugiej atakowanym przez Zbigniewa Ziobrę, który idzie na zwarcie z UE. Spór o praworządność, strefy LGBT, pakiet klimatyczny czy konflikt o Turów pokazują, że premierowi unijna karta nie idzie. A debata w PE jeszcze go pogrążyła. W Strasburgu miał wsparcie tylko radykalnie eurosceptycznej prawicy z Niemiec, Francji, Belgii i Słowacji. W kraju na Morawieckiego nie czekała delegacja z kwiatami, jak na Beatę Szydło po unijnym szczycie w marcu 2017 r. Bo Morawiecki jest słaby jak nigdy dotąd.
Czytaj więcej
Premier mówił w Strasburgu głównie do krajowych wyborców, powtórzył stare argumenty. Przewodnicząca Komisji jasno wskazała warunki odblokowania funduszy dla Polski.
Afera e-mailowa uderza w premiera i szefa jego Kancelarii, którzy komunikowali się w sprawach państwa z prywatnych skrzynek e-mailowych. Nikt z rządu, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim, nie zaprzeczył autentyczności korespondencji. Teraz z funkcji ministra rolnictwa ma zostać odwołany człowiek premiera, Grzegorz Puda, a zastąpić go ma bliski współpracownik Beaty Szydło, Henryk Kowlaczyk. Rekonstrukcja rządu upodmiotowi Adama Bielana, który wygrał już wojnę z Jarosławem Gowinem, wcześniej blisko współpracującego z Morawieckim, i wzmocni Solidarną Polskę. Premier traci też wpływy w banku PKO BP.
Jarosław Kaczyński co kilka miesięcy przystępuje do ofensywy medialnej, udzielając serii wywiadów, których jedną z zasadniczych myśli przewodnich jest zapewnienie, że Mateusz Morawiecki pozostanie premierem. Morawiecki wciąż ma w PiS wielu przeciwników. Ale nikt nie ośmieli się krytykować szefa rządu z otwartą przyłbicą, bo wystąpienie przeciwko niemu równałoby się z postawieniem się Kaczyńskiemu. Dlatego każdy gra swoją grę po cichu.