PO zaczyna się układać wewnętrznie. Bez tego – co przyznają nasi rozmówcy – będzie trudno o nawiązanie równorzędnej rywalizacji z PiS. Jednak przez najbliższe dni partia będzie cały czas skupiona na sprawach wewnętrznych.
Pierwsza decyzja jest już znana. 30 września – pod koniec ubiegłego tygodnia – minął czas zgłoszeń w wyborach powszechnych na przewodniczącego Platformy. Zaskoczeń nie było i jedynym kandydatem na to stanowisko jest p.o. przewodniczącego Donald Tusk. 23 października zostanie wybrany na trwającą od dwóch do czterech lat kadencję, co sprawia, że będzie rządził PO najpewniej aż do 2025 r. Tusk w kilku wystąpieniach dawał zresztą do zrozumienia (jak w trakcie Campus Polska w kontekście związków partnerskich i nie tylko), że wcale nie jest wykluczone, że będzie chciał ponownie być premierem po ewentualnym zwycięstwie nad PiS.
Z naszych rozmów wynika jednak, że jednym z warunków sukcesu jest odzyskanie „pełnej sterowności" partii oraz ulepszenie jej wewnętrznej organizacji, m.in. poprzez niedawne zmiany w statucie. Duże znaczenie ma mieć teraz wąskie prezydium partii, a mniejsze – szeroki (liczący ok. 40 osób) zarząd.
Jedynym kandydatem na przewodniczącego jest Donald Tusk
Do wcielenia w życie tych zmian pozostało jeszcze kilka kroków. Jednym z nich są wybory na wszystkich szczeblach wewnątrz partii. Od 9 do 17 października będą trwały wybory w kołach, 23 – wybory powszechne, czyli na szefów regionów i powiatów. To budzi najwięcej emocji.