– Wszyscy są naprawdę wściekli na Platformę. Nawet Pawlak – mówi „Rz” jeden z uczestników nieformalnego spotkania ludowców, na którym ścisłe kierownictwo partii debatowało, co dalej zrobić.
Czołowi politycy PSL nie byli bowiem informowani o powołaniu nowego gremium przy premierze. Nie poproszono ich, by wskazali swoich kandydatów do rady, której przewodniczy Jan Krzysztof Bielecki. Jej celem jest opiniowanie bieżących działań rządu i planowanie kolejnych. Ludowcom nie spodobało się też, że ci, którzy się w niej znaleźli – dziewięć osób – mają liberalne poglądy na gospodarkę. Odebrali to jako policzek.
Jak dowiedziała się „Rz”, na spotkaniu przeważały głosy, że odpowiedzią powinno być wyjście z koalicji. A prezes Waldemar Pawlak miał po raz pierwszy zakomunikować, że trzeba się zastanowić nad dalszym jej funkcjonowaniem.
Obrońcą sojuszu z PO był szef Klubu Parlamentarnego Stanisław Żelichowski. Argumentował, że PSL już dwa razy wychodziło z koalicji rządowych, więc wyczerpało swój koalicyjny limit wyjść. – Sondaże pokazują, że wyniki w wyborach byłyby podobne, więc i podobna musiałaby być koalicja. Po co palić za sobą mosty? – powiedział „Rz”.
Rozgoryczenie PSL bierze się też ze stosunków w koalicji na szczeblu samorządowym. Ludowcy mają pretensje o „podbieranie” ich radnych przez PO i nierówny rozdział środków finansowych, np. na budowę tzw. schetynówek (lokalnych dróg). – Dochodzi do sytuacji takich jak ta, gdy jeden z naszych radnych, z zawodu leśniczy, jest straszony, że straci pracę, jeśli nie przejdzie do PO – opowiada jeden z ludowców.