Do rocznicy rządu Donalda Tuska zostało kilka tygodni. Tymczasem problemy narastają. Zaczęły się protesty związane ze stoczniami. W piątek ulicami Szczecina przeszło ok. 3 tys. stoczniowców. Związki zawodowe Stoczni Gdynia wysłały do szefa Komisji Europejskiej José Barroso, prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego i unijnej komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes list, w którym proszą o ratunek przed upadłością.
W związku z sytuacją stoczni Tusk wrócił w czwartek z urlopu. Jak wynika z informacji „Rz”, odbyła się wtedy specjalna narada na temat wyjazdu szefa rządu do Brukseli. Premier przyznaje, że jego wpływ na najwyższych urzędników KE ma „pewne granice”. Zastrzega jednak: – Walczymy do upadłego.
Tusk jest świadomy, że upadłość stoczni może się fatalnie odbić na notowaniach rządu. – Nie mam wątpliwości, że opozycja będzie to wykorzystywać – odpowiada na pytanie „Rz”.
Stocznie to niejedyny kłopot, z jakim musi się zmierzyć. Inne to m.in. protesty rodziców, którym nie podobają się pomysły minister edukacji Katarzyny Hall, by sześciolatki uczyły się w szkołach, niepokoje społeczne wokół reformy emerytalnej.
– To są małe kryzysy, które przy sprawnym PR dość łatwo przekuć w sukces – uważa dr Wojciech Jabłoński z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista od marketingu politycznego.