W trakcie przeglądania portali informacyjnych natknąłem się na artykuł, z którego wynikało, że mecenas Roman Giertych miał podawać się za adwokata podejrzanej w sprawie i grozić innym adwokatom, żądając, by ci jako obrońcy podejrzanej udzielili mu substytucji na widzenie z ich klientką. To brzmiało poważnie, bo opisane działania nie tylko mogą naruszać zasady etyki adwokackiej, ale wchodzić już w sferę prawa karnego. Tu jednak zapaliła mi się lampka ostrzegawcza, bo trudno sobie wyobrazić, żeby poseł i adwokat z wieloletnim stażem mógł posługiwać się takimi metodami. Czy zatem sprawa nie ma drugiego dna? W artykule na początku autorzy zarzucali, że adwokat chciał przejąć prowadzoną przez innych adwokatów sprawę i podawał nieprawdziwe informacje, że jest obrońcą podejrzanej. Potem dowiadujemy się, że w prokuraturze złożył pełnomocnictwo do obrony udzielone przez matkę podejrzanej.