Ile Polskę będzie kosztować kryzys

Ponad 37 mld zł może zabraknąć w przyszłorocznym budżecie, jeżeli dotknie nas recesja

Aktualizacja: 12.11.2011 02:11 Publikacja: 11.11.2011 21:12

Minister finansów Jacek Rostowski (na zdjęciu z premierem Donaldem Tuskiem) przedstawił w środę w TV

Minister finansów Jacek Rostowski (na zdjęciu z premierem Donaldem Tuskiem) przedstawił w środę w TVP Info trzy warianty rozwoju gospodarki i ich skutki dla budżetu państwa

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Z wyliczeń "Rz" wynika, że jeżeli PKB skurczy się o 1 proc., wpływy do kasy państwa spadną o ponad 22 mld zł, podczas gdy wydatki wzrosną o ok. 15 mld zł. Według ministra finansów Jacka Rostowskiego ten scenariusz może się ziścić, jeżeli w ciągu trzech miesięcy okaże się, że Włochy są niewypłacalne.

Co się wtedy stanie w Polsce? W obliczu recesji firmy zredukują zatrudnienie, wynagrodzenia się skurczą i coraz mniej będziemy wydawać na zakupy i usługi. Wpływy z podatków spadną, ale rząd będzie musiał wydawać więcej np. na zasiłki dla bezrobotnych, świadczenia socjalne.

Mirosław Gronicki, doradca prezesa NBP, dodaje, że mniej pracujących Polaków oznacza też mniej wpływów z tytułu składek do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. – Jeżeli przybędzie nam 600 tys. bezrobotnych, to w kasie FUS zabraknie ok. 12 mld zł – wyjaśnia.

Przy wzroście PKB wynoszącym 2,5 proc. w budżecie może zabraknąć ok. 14 mld zł. W tej sytuacji – jak mówi Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK – resort mógłby szukać pieniędzy, ściągając wyższe dywidendy i licząc na wyższy zysk NBP. – Z pewnością jakieś cięcia wydatków też będą konieczne, ale obawiam się, że rząd będzie chciał głównie zwiększać dochody, aby utrzymać deficyt na zakładanym poziomie 35 mld zł – uważa.

Najmniej problemów rząd będzie miał, jeśli prawdziwy okaże się optymistyczny scenariusz, według którego gospodarka będzie się rozwijała w tempie 3,2 proc. Jest on najbardziej zbliżony do przyjętego przez rząd 27 września projektu budżetu, zakładającego 4-proc. wzrost. W tym wypadku dochody mogą być niższe od zakładanych o 2,5 mld zł, a wydatki wyższe o 2 mld zł.

Przed wyborami premier Donald Tusk i minister Rostowski zgodnie twierdzili, że projekt budżetu zakładający 4-proc. wzrost gospodarki w 2012 r. jest realistyczny i nie będzie wymagał zmian. Rostowski, prezentując go na konferencji prasowej, zapewniał, że ani dochody, ani deficyt budżetowy nie powinny być zagrożone. – Nawet przy 3-proc. wzroście PKB – podkreślał.

Zlekceważył też prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, że deficyt budżetowy w 2012 r. wyniesie 3,8 proc. PKB. – MFW jest bardziej konserwatywny i pesymistyczny, nasz cel to 2,9 proc. – mówił Rostowski.

PiS żąda informacji

Nic dziwnego, że opozycja jest oburzona szykowanymi przez rząd poprawkami do przyszłorocznego budżetu. Grzmi, że minister finansów po raz kolejny przed wyborami opowiadał cuda, a po wyborach prawda o stanie budżetu wyszła na jaw. PiS już w czwartek złożyło do marszałka Sejmu wniosek o informację rządu na temat stanu finansów publicznych.

– Przecież my nie wiemy, jaka jest sytuacja państwa, bo minister Rostowski nas o tym nie informuje – mówi Krzysztof Jurgiel (PiS), członek Sejmowej Komisji Finansów Publicznych. – Poza tym przedstawienie trzech wariantów jest śmieszne. Przecież rząd ma służby, które są w stanie ocenić w przybliżeniu, jaki będzie wzrost gospodarczy.

Także Leszek Miller, szef Klubu SLD, uważa, że zakładany przed wyborami przez rząd  4-proc. wzrost PKB był zabiegiem propagandowym. – Mam nadzieję, że premier w exposé powie, jak rząd zamierza zasypać wyrwę budżetową, która powstanie – podkreśla. – Choć najbardziej kluczowe jest pytanie, co rząd przez cztery lata zrobił, by ustrzec nas przed recesją.

Sławomir Neumann (PO) z Komisji Finansów Publicznych nie wierzy, że recesja jest realna. – Rząd przygotował ten wariant ze względu na inwestorów, aby wiedzieli, że nawet w przypadku czarnego scenariusza mamy plan działania – uspokaja.

Ale Neumann nie wie, jaki jest rządowy plan ratowania budżetu, gdyby mimo wszystko doszło do recesji. – Dopiero w przyszłym tygodniu spotkamy się z ministrem Rostowskim – tłumaczy. Przyznaje jednak, że w przyszłym roku oszczędności nie unikniemy. – Sądzę, że trzeba ich będzie poszukać w administracji i przesunięciu inwestycji – mówi. – Natomiast ostatnią rzeczą, jaką powinniśmy robić, byłoby podwyższenie podatków, bo to zdusi konsumpcję.

Janusz Piechociński, poseł PSL, jest większym czarnowidzem. Uważa, że rząd będzie musiał zrezygnować z waloryzacji płac i świadczeń budżetowych, podnosić podatki i ciąć wydatki.

Jaki deficyt?

Ekonomiści są zdania, że rząd dobrze robi, rozważając różne warianty. – Wszystkie mogą się zrealizować – uważa Reluga.

A Gronicki dodaje, że podobne scenariusze na różne ewentualności tworzą wszyscy ministrowie. – Jednak projekt budżetu powinien być tylko jeden i zresztą został już złożony – zaznacza. – Czy teraz minister chce składać jedną poprawkę w trzech wariantach czy trzy poprawki?

Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, uważa, że najbardziej prawdopodobny jest wzrost na poziomie 1,1 proc. – Istotne jest też, do jakiego poziomu będzie możliwe obniżenie deficytu finansów publicznych w przyszłym roku – mówi.

Ekonomiści nie wierzą w zapewnienia Rostowskiego, że w każdym z wariantów deficyt spadnie poniżej 3 proc. PKB. W ocenie prof. Gomułki spadek będzie możliwy, ale zaledwie do 4 – 4,5 proc.

Reluga uważa jednak, że bardziej liczy się sygnał wysłany inwestorom: "będziemy zmierzali do obniżenia deficytu". – To ważne, bo Polska będzie musiała w przyszłym roku rolować dług i sprzedawać nowe obligacje – wyjaśnia. – Być może w tej sytuacji inwestorzy zaakceptują fakt, że zamiast zakładanego poziomu 2,9 proc. PKB osiągniemy tylko 3,5 proc. PKB i nie zażądają wyższego oprocentowania.

Ekonomiści podkreślają, że zrównoważenie finansów w dłuższej perspektywie będzie możliwe wyłącznie dzięki podjęciu poważniejszych reform. Zanim to nastąpi, eksperci radzą zmodyfikować ulgę prorodzinną, aby wspierała najbiedniejsze rodziny, zlikwidować wspólne rozliczania się małżonków i ulgę internetową.

– Najważniejsze jest, aby relacja długu do PKB nie rosła, inaczej znajdziemy się na celowniku spekulantów, stracimy wiarygodność wśród inwestorów i znajdziemy się w ogniu krytyki agencji ratingowych – wyjaśnia Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas.

Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy Premierze, w "Kontrwywiadzie RMF FM" podkreślał, że Tusk w exposé powinien otwarcie powiedzieć Polakom: "Jeżeli chcecie żyć spokojnie, poziom waszego życia trzeba będzie obniżyć o  5 – 10 procent".

Janusz Czapiński, profesor, psycholog społeczny

Recesja jest groźnym, ale najbardziej realistycznym scena- riuszem spośród trzech wariantów przedstawionych przez rząd. Dobrze, że nie mamy jej już teraz, bo wtedy piątkowe bójki z policją, związane ze Świętem Niepodległości, przekształciłyby się w poważne zamieszki, niezależnie od intencji, z którymi ludzie wyszli na ulice. Spadek dochodów Polaków w przyszłym roku jest nieuchronny. Niezależnie od tego, czy będziemy mieli recesję czy 2-proc. wzrost gospodarczy. Bo deficyt budżetowy jest dla nas dużo większym obciążeniem niż dla bogatszych krajów. Na razie ratuje nas tani złoty i eksport. Ale jeżeli recesja rozleje się po całej Europie, to na czym mamy zarabiać? Nie uratuje nas popyt wewnętrzny. A ponieważ przyzwyczailiśmy się, że z roku na rok stajemy się coraz zamożniejsi, to rząd musi się liczyć ze spadkiem nastrojów.

Jacek Kloczkowski, doktor politologii

Recesja gospodarcza może doprowadzić do niepokojów społecznych, choć nie sądzę, by Polacy mieli w sobie duży potencjał rewolucyjny. Ale jeżeli rząd w poszukiwaniu oszczędności naruszy interesy dużych, dobrze zorganizowanych grup społecznych, to może dojść do demonstracji. Nie sądzę jednak, by odbywały się one pod hasłem zmiany rządu i wcześniejszych wyborów. Koalicja PO – PSL może się jednak rozpaść, jeżeli ludowcy skalkulują, że lepiej wyjść z rządu, niż trwać przy tracącej popularność Platformie Obywatelskiej. Bo jedno jest pewne: jeżeli PO nie zdoła przekonać Polaków, że krach gospodarczy jest winą leniwych Greków i rozrzutnych Włochów, to sama za to zapłaci spadkiem notowań. Nikt przecież nie ma wątpliwości, że to Platforma wytycza ścieżki rozwoju gospodarczego.

Witold Orłowski, profesor, główny ekonomista PwC

Minister Rostowski postępuje rozsądnie, przygotowując wariantowe projekty budżetu. Rząd musi być przygotowany na ewentualne szybkie korekty budżetu, gdyby doszło do recesji. A to jest możliwe, bo wszystko zależy od sytuacji w Europie, która jest całkowicie poza naszą kontrolą. Największym czynnikiem ryzyka są Włochy, choć równie dobrze zagrożenie stamtąd płynące może się rozejśćpo kościach. Gdyby jednak doszło do recesji, to prawdopodobnie rząd podwyższy VAT o 1 – 2 punkty procentowe, bo to jest najpewniejszy sposób na zwiększenie dochodów. No i postara się obniżyć wydatki.

Osobiście jednak uważam, że w przyszłym roku będziemy mieli 2,5-proc. wzrost gospodarczy. A to znaczy, że dochody Polaków nie zmaleją, lecz nieznacznie wzrosną. Nie ma więc powodu do niepokoju.

Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich