W zdecydowanej większości szkół odbywają się egzaminy, dyrektorzy szkół, kuratoria i władze samorządowe jakoś sobie poradziły ze znalezieniem obsady komisji. Ostrze strajku zostało osłabione?
Wspieram nauczycieli w ich postulatach, ale myślę też o dzieciach, sama mam dzieci w pierwszej i czwartej klasie szkoły podstawowej, one nie przystępowały dziś do egzaminów, ale już się martwią, kiedy odrobią podstawę programową. Mimo że to małe dzieci, zdają sobie sprawę z tego, jakie mogą być konsekwencje przedłużającego się strajku.
A kto się opiekuje pani dziećmi?
Mamy ciocię, która nas wspiera w takich momentach, dziadkowie mieszkają akurat trochę dalej. Pierwsze dwa dni byłam trochę więcej z nimi, teraz wyjechałam do Warszawy, więc oczywiście dzielimy się tymi obowiązkami. To jest trudny moment dla rodziców, zwłaszcza tych młodszych dzieci, ale również tych, które przystępują do egzaminów, bo cała ta sytuacja mogła sprawić, że się zdemobilizowały, bo nikt nie wiedział do końca, czy egzamin się odbędzie. Najgorsza sytuacja będzie wtedy, gdy większość uczniów napisze ten egzamin, a jakaś drobna grupa nie, będą bezpośrednio poszkodowani i mam wrażenie, że premier Beata Szydło nie zrobiła nic, by tej tragedii – być może wąskiej grupy uczniów – uniknąć. We wtorek przedstawiciele rządu zasiedli z przedstawicielami związków po raz kolejny do stołu. I nic.
Ale wie pani, po co zasiedli? Spotkanie miało chyba tylko wydźwięk ceremonialny dla jednych i dla drugich.