Dla ministra finansów zaczynają się ciężkie czasy, niektórzy mówią nawet o tym, że mamy do czynienia z początkiem końca jego wpływów. Właśnie przegrywa prestiżowy spór z Waldemarem Pawlakiem o wprowadzenie kasowego rozliczenia VAT. Sam fakt, że do godzenia zwaśnionych ministrów musiał włączyć się premier Tusk, pokazuje, że Rostowski nie ma powodów do radości. Coraz częściej to właśnie jego obwinia się o kłopoty rządu.
Robi to już nie tylko opozycja, ale też ludowcy i politycy PO. – Nawet nasi samorządowcy już go nienawidzą. On ich za bardzo lekceważy – mówi nam ważny polityk PO.
Konflikt dotyczy zaostrzenia ze strony resortu finansów zasad zadłużania się jednostek samorządu terytorialnego. – Panie ministrze finansów, błagam, niech pan nas tak nie ciśnie – apelowała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz na ostatniej Radzie Krajowej PO.
Minister finansów pilnuje budżetu żelazną ręką, ale liczba jego przeciwników wciąż rośnie
Na ogół jednak Platforma stoi murem za swoim ministrem. Wszyscy wiedzą bowiem, że jego klęska będzie klęską całej partii. Poza tym Rostowski to prawa ręka Tuska. I tylko zdanie premiera wydaje się dla niego wiążące. – Nie podlega niczyim wpływom. Słucha tylko Tuska – mówi członek zarządu krajowego PO. Premier z kolei uważa ministra za wybitnego znawcę makroekonomii i strażnika finansów państwa. Rzeczywiście Rostowski pilnuje budżetu żelazną ręką, co nie przysparza mu przyjaciół. Jest skonfliktowany z ludowcami, samorządami, związkami zawodowymi i częścią środowisk biznesowych, która przychylnie patrzy na blokowane przez niego pomysły resortu gospodarki. – Jacek jest całkowicie impregnowany na argumenty natury politycznej. Takie, że trzeba komuś ustąpić, bo inaczej będzie konflikt – tłumaczy go jeden z naszych rozmówców.