Sprawą Władysława Serafina zajmował się wczoraj krajowy sąd koleżeński. Ludowcy nie za bardzo wiedzieli co z niepokornym zrobić. Jak dowiedziała się „Rz" początkowo werdykt sądu brzmiał: zawieszony w prawach członka na rok.
– To bolesna sprawa, bo staramy się o pozyskanie zaufania wyborców, robimy wiele dobrych rzeczy, organizujemy poważne konferencje i to wszystko jest spychane w cień przez wyskoki Władysława Serafina – komentował na gorąco tę decyzję w rozmowie z „Rz" jeden z polityków PSL.
Dopiero po kilku godzinach szef sądu koleżeńskiego Józef Mioduszewski oznajmił, że Serafin zostaje usunięty. – Stanowisko jest ostateczne i prawomocne – mówi Mioduszewski.
Decyzję sądu z zadowoleniem przyjęli działacze Stronnictwa, którzy od dłuższego czasu narzekali, iż Serafin jest dla partii walczącej o poszerzenie elektoratu dużym obciążeniem. Obwiniali nawet osobiście prezesa Janusza Piechocińskiego o to, że kłobucki działacz ciągle pozostawał w partii, mimo afery taśmowej, której był sprawcą, głośnego na całą Polskę wykroczenia drogowego, a także nieprawidłowości w gospodarowaniu dotacjami dla kółek rolniczych, które przepuszczał przez swoje prywatne konto. Trudno się zresztą dziwić takim zarzutom, skoro w lutym, gdy wyszło na jaw, iż Serafin prowadził samochód bez ważnego prawa jazdy, Piechociński publicznie powiedział, że dla takich osób w partii miejsca nie ma. Okazało się, że jak najbardziej było. Działaczy to irytowało. Jeden z nich, Piotr Zgorzelski szef Głównej Komisji Rewizyjnej PSL, napisał nawet w tej sprawie list do Piechocińskiego, w którym stwierdził, że sprawa Serafina szkodzi ludowcom. – Nasuwa się pytanie, jak długo jeszcze ogon będzie merdał psem? – pytał Zgorzelski.
Ostatecznie sąd partyjny przeciął związki kłobuckiego polityka z PSL. – Żałoby po nim nosić nie będziemy – mówi poseł Stanisław Żelichowski. Jego zdaniem, Serafina trzeba było wykluczyć z partii już po aferze taśmowej, a później po wykroczeniu drogowym i historiach z dopłatami. – Szef dużej organizacji nie może traktować jej jak prywatnego folwarku i przelewać na prywatne konto publicznych dotacji – mówi Żelichowski.