Wszystko zaczęło się od słowa „Raus", które niemiecki celnik na lotnisku we Frankfurcie miał rzekomo wypowiedzieć pod adresem europosła PO Jacka Protasiewicza.
Polityk twierdzi, że wyprowadziło go to z równowagi i powiedział celnikom, że jak się mówi „Raus", to razem z „Hände Hoch", a stąd już tylko krok do „Heil Hitler". I że powinni odwiedzić obóz koncentracyjny w Auschwitz, gdzie takich słów nadużywano. „Heil Hitler" wyprowadziło z kolei z równowagi celnika, który wezwał policję. Ta zabrała Protasiewicza z lotniska na posterunek, skuła kajdankami i – zdaniem relacjonującego te wydarzenia – popychała. Ostatecznie incydent zakończył się pokojowo. Protasiewicza uwolniono i mógł polecieć dalej do Strasburga.
I całej sprawy by nie było, gdyby nie artykuł w wydaniu najbardziej poczytnego niemieckiego dziennika „Bild", gdzie Protasiewicza opisano jako pijanego polityka, awanturującego się na lotnisku i obrażającego funkcjonariuszy nazistowskimi zwrotami. Mamy więc z jednej strony wersję posła – o agresywnych celnikach i policjantach, którzy bez powodu go popychają i obrażają. A z drugiej relację w dzienniku, pewnie na podstawie przecieków od celników i policji, sugerujących agresję eurodeputowanego. W jednym Protasiewicz zgadza się z „Bildem": mówił o Auschwitz i użył sformułowania „Heil Hitler". – Poniosło mnie – powiedział „Rz".
Po tym jak „Bild" opublikował artykuł, Protasiewicz przeszedł do ofensywy. Rano zadzwonił do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza, któremu zdał relację z wydarzeń. Fakt rozmowy potwierdził nam Marcin Grajewski z biura prasowego Schulza. – Przewodniczący chce poznać wszystkie fakty, żeby wyrobić sobie opinię na ten temat – powiedział.
Polski europoseł jest pewien swego. Uważa, że wszędzie były kamery (i na lotnisku, i w komisariacie) i nagrania dowiodą, że ma rację. Chce też interwencji Schulza w tej sprawie. – Przewodniczący powiedział mi, że słyszał wcześniej o arogancji obsługi lotniska we Frankfurcie. Przypomniał też sprawę litewskiej europosłanki obrażonej na lotnisku w Wielkiej Brytanii. Tam reakcją na jego list były przeprosiny, w moim przypadku też tak pewnie będzie – uważa Protasiewicz.