Akio Takahara o Trumpie i obecności Chin na Morzu Południowochińskim

Chińczycy krok po kroku zaznaczają swoją obecność na Morzu Południowochińskim, myślą, że wygrają z sąsiadami bez walki – mówi ekspert, Akio Takahara.

Aktualizacja: 30.01.2017 20:44 Publikacja: 30.01.2017 17:46

Akio Takahara

Akio Takahara

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Zacznijmy od krótkiego pytania: będzie wojna chińsko-amerykańska?

Akio Takahara: Krótka odpowiedź brzmi: nie.

Ani wojny celnej, ani prawdziwej na morzu?

Nie sądzę, by doszło do realnej na morzu. Celnej czy handlowej nie można wykluczyć, bo nie można przewidzieć, co zrobi prezydent Donald Trump.

W czasie przesłuchania w Senacie Rex Tillerson, wówczas kandydat, a teraz już sekretarz stanu, sugerował, że USA nie dopuszczą Chińczyków do zbudowanych przez nich sztucznych wysepek na spornych terytoriach na Morzu Południowochińskim. To nie jest znak nadchodzącej wojny?

Już w czasach prezydenta Baracka Obamy Ameryka przeciwstawiała się budowie sztucznych wysp. I Chińczycy to dobrze wiedzą. Teraz wszystko się koncentruje na spornej rafie Scarborough. Jeśli Chińczycy byliby w stanie wybudować sztuczne wyspy wokół niej, to mieliby dobrą pozycję do kontrolowania całego Morza Południowochińskiego. Stany Zjednoczone przyglądają się uważnie i pilnują, by do tego nie doszło.

Roszczenia terytorialne Pekinu na Morzu Południowochińskim wyznacza tzw. linia dziewięciu kresek. Roszczenia te są sprzeczne z interesami kilku sąsiadów: Wietnamu, Brunei, Filipin, Malezji i Tajwanu. Skąd się wzięła linia dziewięciu kresek?

Pochodzi z 1947 roku, jeszcze z czasów Republiki Chińskiej pod wodzą nacjonalistów Czang Kaj-szeka. Kiedy niedługo potem powstała Chińska Republika Ludowa, w naturalny sposób przejęła tę linię. Na początku nie miało to wielkiego znaczenia, były to po prostu znaki na mapie. Ale gdy Chińczycy nabrali zdolności do działania, i gdy oni i sąsiednie państwa się zorientowali, że pod morzem może być dużo surowców, to pojawił się konflikt.

Do czego może się posunąć Pekin, by osiągnąć linię dziewięciu kresek?

Chińczycy stosują taktykę salami, krok po kroku zaznaczają swoją obecność na Morzu Południowochińskim, mając nadzieję, że wygrają bez walki. Poprzez pojawianie się w kolejnych miejscach i wywieranie nacisku na sąsiadów.

Aż nadszedł Trump i zasugerował, że jest gotowy walczyć, by powstrzymać chińską taktykę salami. Jaka jest i będzie reakcja Chin?

Pekin reaguje bez emocji. Oceni spokojnie wszystkie warunki. Zapewne nie będzie się śpieszyć.

To oznacza miesiące czy lata?

Więcej niż miesiące. Ten rok jest ważny dla Chin, odbywa się zjazd Partii Komunistycznej i najważniejszym zadaniem jest stabilizacja wewnętrzna. Sprawy zagraniczne nie mogą tego przesłonić.

Kto jest sojusznikiem Chin w regionie?

Chińczycy nie mają żadnych silnych sojuszników, nie ufają nikomu. I nie sądzę, by szukali. Wszystkie kraje wokół Morza Południowochińskiego nie są zadowolone z chińskich prób zmiany status quo, i pokładają nadzieję w Ameryce.

Wojny handlowej czy celnej USA z Chinami pan nie wyklucza.

Ale nie sądzę, że do niej dojdzie. Nie mamy do czynienia z czystym konfliktem Chiny–USA, ponieważ z chińskim eksportem do Ameryki związanych jest wiele amerykańskich przedsiębiorstw. Trumpowi pewnie zależy na wizerunku polityka walczącego z Chinami, ale może się okazać, że przy okazji walczy z amerykańskimi firmami. Jeżeli nałoży bardzo wysokie cła na tanie chińskie artykuły, uderzy też w interesy konsumentów w Stanach Zjednoczonych.

Amerykę Trumpa ma charakteryzować protekcjonizm. Chiny, jak wynika z wystąpienia Xi Jinpinga na forum ekonomicznym w Davos, chcą mieć z kolei wizerunek głównego przeciwnika protekcjonizmu.

Chiny próbują występować w roli przodownika wolnego handlu, co dało się przewidzieć. Bo w pełni rozumieją, że wolny rynek to wielka korzyść dla nich, jest jednym z warunków tego, że się tak szybko rozwijają. W słowach Chińczycy są bardzo dobrzy, mili i grzeczni, ale ich działania mogą być inne. Łatwiej byłoby uwierzyć w te słowa o sprzeciwie wobec protekcjonizmu, gdyby Chiny zezwoliły zagranicznym firmom na bardziej wyrównaną rywalizację w starciu z chińskimi przedsiębiorstwami państwowymi i gdyby zniosły ograniczenia, które nałożyły na działania zagranicznych przedsiębiorstw na rynku chińskim.

To paradoks, że Chiny rządzone przez Partię Komunistyczną chcą być liderem świata kapitalistycznego.

Chiny nie są już państwem socjalistycznym. Można to nazwać kapitalizmem państwowym czy kontrolowanym przez państwo.

Czy Chiny są tym liderem?

Przed wystąpieniem Xi Jinpinga w Davos jeden z wiceszefów Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Pekinie oświadczył, że przemówienie chińskiego przywódcy pokaże światu kierunek, w którym ma zmierzać ludzkość. Ale nie sądzę, by ludzie wiedzieli, jaki kierunek został wskazany. Wynika to ze wspomnianej już przeze mnie rozbieżności między słowami i czynami Pekinu.

—rozmawiał Jerzy Haszczyński

Akio Takahara, profesor politologii na Uniwersytecie Tokijskim, czołowy japoński ekspert ds. Chin

Polityka
Brytyjczycy wybierają Unię. Porozumienie zawarte w Londynie
Polityka
Jest reakcja Donalda Trumpa na informacje o chorobie Joe Bidena
Polityka
Niespodzianka w wyborach w Rumunii. Kandydat prawicy przegrał
Polityka
U Joe Bidena zdiagnozowano raka prostaty o wysokim stopniu złośliwości
Polityka
Europa między Trumpem a Putinem