Już w czasach prezydenta Baracka Obamy Ameryka przeciwstawiała się budowie sztucznych wysp. I Chińczycy to dobrze wiedzą. Teraz wszystko się koncentruje na spornej rafie Scarborough. Jeśli Chińczycy byliby w stanie wybudować sztuczne wyspy wokół niej, to mieliby dobrą pozycję do kontrolowania całego Morza Południowochińskiego. Stany Zjednoczone przyglądają się uważnie i pilnują, by do tego nie doszło.
Roszczenia terytorialne Pekinu na Morzu Południowochińskim wyznacza tzw. linia dziewięciu kresek. Roszczenia te są sprzeczne z interesami kilku sąsiadów: Wietnamu, Brunei, Filipin, Malezji i Tajwanu. Skąd się wzięła linia dziewięciu kresek?
Pochodzi z 1947 roku, jeszcze z czasów Republiki Chińskiej pod wodzą nacjonalistów Czang Kaj-szeka. Kiedy niedługo potem powstała Chińska Republika Ludowa, w naturalny sposób przejęła tę linię. Na początku nie miało to wielkiego znaczenia, były to po prostu znaki na mapie. Ale gdy Chińczycy nabrali zdolności do działania, i gdy oni i sąsiednie państwa się zorientowali, że pod morzem może być dużo surowców, to pojawił się konflikt.
Do czego może się posunąć Pekin, by osiągnąć linię dziewięciu kresek?
Chińczycy stosują taktykę salami, krok po kroku zaznaczają swoją obecność na Morzu Południowochińskim, mając nadzieję, że wygrają bez walki. Poprzez pojawianie się w kolejnych miejscach i wywieranie nacisku na sąsiadów.
Aż nadszedł Trump i zasugerował, że jest gotowy walczyć, by powstrzymać chińską taktykę salami. Jaka jest i będzie reakcja Chin?