"Rzeczpospolita": Jak wybory parlamentarne w Holandii odbierane są przez miejscową Polonię?
Trudno jednoznacznie określić nastroje. Według statystyk, w Holandii zarejestrowanych jest 150 tys. Polaków. W rzeczywistości jest nas więcej, premier Beata Szydło w lutym mówiła nawet o 300 tys. Najwięcej jest nowicjuszy, imigrantów zarobkowych. Około 65 proc. z nich mieszka w Holandii mniej niż 5 lat. Ci, którzy w Holandii mieszkają długo, mają w większości podwójne obywatelstwo. Są tutaj zakorzenieni, więc biorą udział w wyborach; znają miejscowe realia, śledzą debatę publiczną itd. Natomiast wielu Polaków – migrantów zarobkowych - przebywających w Holandii stosunkowo krótko jest zagubionych, rozgoryczonych. Część z nich nawet sympatyzuje z Geertem Wildersem, choć to właśnie on zorganizował nagonkę na Polaków w lutym 2012 roku. Ludzie mają krótką pamięć.
Jaki jest powód rozgoryczenia?
Przyczyny mogą być bardzo różne. Na przykład animozje z Turkami i Marokańczykami, którzy są tu zakorzenieni. Stąd mają wiedzę o sytuacji na rynku, a także sieci kontaktów. Polacy czują się dyskryminowani, mają problemy ze znalezieniem pracy, przeżywają też sytuację w Polsce. Nowa emigracja zarobkowa jest bowiem odbiciem obecnej Polski. A Polska jest podzielona, społeczeństwu udzielają się różne emocje. I później z tymi emocjami ludzie przyjeżdżają do Holandii. Pogrążają się w nich. Śledzą polskie media i odczuwają frustrację. Poniekąd czują się też odrzuceni przez polskie władze. Dodam, że w 2015 roku, podczas wyborów do polskiego parlamentu, największym poparciem Polaków w Holandii cieszyli się Paweł Kukiz i Janusz Korwin-Mikke.
Polacy nie czują się w Holandii mile widziani?