– Takie braki w dokumentach są co najmniej zastanawiające – mówi były antyterrorysta i były poseł Jerzy Dziewulski. W ten sposób komentuje fakt, że gen. Szymczyk od swojej nominacji w 2016 roku na komendanta głównego policji oficjalnie nie dostał żadnego wartościowego prezentu.
Teoretycznie podarek taki, jak otrzymany od Ukraińców granatnik, powinien znaleźć się w rejestrze korzyści, prowadzonym przez Państwową Komisję Wyborczą. Podobnie jak wszystkie inne korzyści przekraczające połowę minimalnego wynagrodzenia, czyli 1505 zł. Tak mówi tzw. ustawa antykorupcyjna.
Czytaj więcej
- W naszej świadomości to nie było uzbrojenie, tylko dwie zużyte, puste tuby po granatnikach - mówi Komendant Główny Policji, gen. insp. Jarosław Szymczyk, w rozmowie z „Rzeczpospolitą”.
Szymczyk, choć komendantem głównym został sześć lat temu, nie wykazał nigdy żadnego podarku, a o tym, że szefowie policji otrzymują wartościowe prezenty, mogą świadczyć przykłady jego poprzedników. Np. Andrzej Matejuk wykazał w 2008 roku otrzymanie szabli paradnej od szefa MSWiA i jedwabnego dywanu od delegacji Azerbejdżanu, zaś Leszek Szreder w 2005 roku zgłosił obraz Adama Bojara, kopię obrazu Józefa Mehoffera oraz dwa zegarki, w tym jeden renomowanej szwajcarskiej marki Doxa.
Dlaczego Szymczyk nie zgłosił nic? Do czasu granatnika nie otrzymał nic wartościowego? Spytaliśmy o to zespół prasowy KGP, ale zamiast rzeczowych odpowiedzi dostaliśmy tylko oświadczenie na temat czynności, prowadzonych przez prokuraturę po piątkowej eksplozji.
Czytaj więcej
Komendant główny policji gen. Jarosław Szymczyk jeszcze przed świętami ma podać się do dymisji. Decyzja ta miała być wymuszona politycznie - informuje Onet.pl. Doniesieniom tym zaprzecza szef MSWiA, Mariusz Kamiński.
szymczykZdaniem Jerzego Dziewulskiego jest mało prawdopodobne, by przez tyle lat bycia szefem policji gen. Szymczyk nigdy nie otrzymał prezentu, podlegającego ujawnieniu w rejestrze, z kolei była pełnomocniczka rządu ds. walki z korupcją Julia Pitera brak wpisów tłumaczy nonszalanckim podejściem komendanta do prawa. – Trudno spodziewać się, że ktoś, kto wwiózł broń ze złamaniem procedur, będzie rygorystycznie prowadził rejestr korzyści – mówi.
Jednak przykład komendanta głównego nie jest odosobniony. Coraz większy problem z rejestrem korzyści mają też inni czołowi urzędnicy i politycy.
Ustawę, wprowadzającą rejestr, uchwalono w 1997 roku i początkowo podchodzono do niej bardzo poważnie. Posłowie, ministrowie i urzędnicy wpisywali do rejestrów otrzymywane w prezentach np. pióra i zegarki, ale też rabaty w salonach samochodowych czy zaproszenia na bale.
Od czasu rządów PO można było zaobserwować stopniowy zanik wpisów do rejestru korzyści, a zupełnie stracił na znaczeniu od objęcia władzy przez PiS. Rejestru w ogóle nie prowadzi np. szef MSZ Zbigniew Rau, choć na takim stanowisku tradycyjnie dostaje się wiele podarków, a premier Mateusz Morawiecki ostatni wpis do rejestru zrobił przed ponad rokiem, gdy otrzymał koreańską szkatułkę na biżuterię. Przed Szymczkiem podarków nie ujawniali poprzedni komendanci główni: Zbigniew Maj, Krzysztof Gajewski i Marek Działoszyński.
Powody? Jednym z nich jest prawdopodobnie to, że za brak wpisu do rejestru nie przewidziano sankcji karnych. Zdaniem Julii Pitery przepisy dotyczące rejestru powinny być uporządkowane. – To, że wszyscy mają w nosie obowiązujące prawo, jest elementem degrengolady państwa – ocenia.