Reklama

Policjanci siłą doprowadzeni na przesłuchanie w związku z interwencją. „Nie pojmuję”

Policjanci, którzy interweniowali w sprawie zabójstwa w jednym z warszawskich kościołów w 2019 roku, zostali przymusowo doprowadzeni na przesłuchanie do prokuratury. Do sprawy odniósł się Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra koordynatora ds. służb specjalnych.

Publikacja: 02.08.2025 12:22

Policjanci siłą doprowadzeni na przesłuchanie w związku z interwencją. „Nie pojmuję”

kajdanki

Foto: Adobe Stock

Chodzi o zabójstwo, do którego doszło 11 kwietnia 2019 roku przy kościele św. Augustyna na ulicy Nowolipki w Warszawie. 38-letni wówczas Jan B. wszedł na teren kościoła i zaatakował dwie osoby: ranił księdza i zabił 65-letniego Marka T., ojca jednego z duchownych pracujących w Archidiecezji Warszawskiej. Następnie napastnik stracił przytomność z powodu – jak ustalili biegli – „nagłej niewydolności krążeniowo-oddechowej”. Przewieziono go wówczas do szpitala. Śledztwo w tej sprawie trwało ponad rok. Jan B. najpierw usłyszał zarzuty zabójstwa. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone, bo mężczyzna uznany został przez biegłych za niepoczytalnego.

O zatrzymaniu interweniujących wówczas policjantów i ich przymusowym doprowadzeniu na przesłuchanie napisał w czwartek, 31 lipca, portal Onet. „Czterej policjanci zostali zatrzymani na oczach kolegów z komendy i sąsiadów, zakuci w kajdanki i doprowadzeni do prokuratury. Tam usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień przy obezwładnianiu sprawcy głośnego zabójstwa na plebanii sprzed… sześciu lat. W środowisku mundurowych zawrzało” – czytamy. 

„Nie pojmuję, dlaczego prokurator potraktował ich w taki sposób”

Do tej sprawy oraz niedawnych wydarzeń z Sosnowca, gdzie 31 lipca policjanci użyli broni palnej, oddając strzały w kierunku agresywnego mężczyzny – który zmarł w wyniku postrzału – odniósł się Jacek Dobrzyński, rzecznik ministra koordynatora ds. służb specjalnych. „Nie pojmuję, dlaczego tych, którzy łapią bandytów, prokurator w taki sposób potraktował” – napisał. 

Odniósł się także do interwencji, do której doszło w czwartek, 31 lipca w Sosnowcu. Ok. godz. 5:00 policjanci zostali wezwani na interwencję. Jak poinformowała wówczas śląska policja, ulicą poruszał się pobudzony mężczyzna z maczetą w dłoni. Wcześniej miał uszkodzić zaparkowane samochody osobowe i miejski autobus. „Gdy policjanci dotarli na miejsce, mężczyzna skierował swoją agresję na nich i nie wykonywał poleceń mundurowych. W związku z bezpośrednim zagrożeniem dla życia i zdrowia, policjanci użyli broni palnej, oddając strzały w kierunku napastnika” – poinformowała policja. Ranny mężczyzna został przewieziony do szpitala, gdzie zmarł.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Zabójstwo na plebanii w Warszawie. Napastnik "w bandyckim amoku"

Jacek Dobrzyński: Policjanci mieli niespełna 5 sekund na decyzję o użyciu broni

„Policjanci w Sosnowcu widząc atakującego ich mężczyznę, mieli niespełna 5 sekund na podjęcie decyzji o użyciu broni. W swoim policyjnym życiu przeprowadziłem wiele interwencji. Kilka razy musiałem sięgać po broń, na szczęście nie byłem zmuszony jej użyć. Mimo to pamiętam towarzyszące temu emocje, stres, a przede wszystkim ogromne poczucie odpowiedzialności. Te sekundy na podjęcie odpowiedniej decyzji mogą drastycznie zaważyć o dalszym życiu policjanta. Wiem, jak po takich zdarzeniach ważne jest zrozumienie i wsparcie. Policjanci, którzy feralnej nocy podjęli interwencję w Sosnowcu moje wsparcie mają” – napisał.

„Nie pozostaję obojętny również wobec czterech warszawskich policjantów, których prokurator z niezrozumiałych mi powodów zamiast wezwać ich do siebie i wysłuchać motywów jakimi kierowali się podczas przeprowadzania interwencji, nakazał ich zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie. Nie pojmuję dlaczego tych, którzy od lat łapią różnego kalibru bandytów i rzezimieszków prokurator w taki sposób potraktował” – dodał we wpisie.Funkcjonariusze narażając własne zdrowie i życie w obronie Polaków podejmują kilkanaście tysięcy interwencji dziennie. Należy im się nasze wsparcie, zrozumienie i szacunek. Moje wsparcie mają” – zakończył.


Chodzi o zabójstwo, do którego doszło 11 kwietnia 2019 roku przy kościele św. Augustyna na ulicy Nowolipki w Warszawie. 38-letni wówczas Jan B. wszedł na teren kościoła i zaatakował dwie osoby: ranił księdza i zabił 65-letniego Marka T., ojca jednego z duchownych pracujących w Archidiecezji Warszawskiej. Następnie napastnik stracił przytomność z powodu – jak ustalili biegli – „nagłej niewydolności krążeniowo-oddechowej”. Przewieziono go wówczas do szpitala. Śledztwo w tej sprawie trwało ponad rok. Jan B. najpierw usłyszał zarzuty zabójstwa. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone, bo mężczyzna uznany został przez biegłych za niepoczytalnego.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Policja
Państwo w państwie. Tajemnice policyjnego pościgu i dramat rodziny Damiana
Policja
Kontrterroryści przejdą specjalne szkolenia
Policja
Były komendant główny policji w rękach CBA
Policja
Jak o 6 rano zatrzymano emerytkę, która groziła Owsiakowi? Kulisy akcji policji
Reklama
Reklama