Podsumowując trzylecie rządu, można powiedzieć, że gabinet Donalda Tuska jest dość skuteczny we wprowadzaniu profiskalnych rozwiązań, ale ciągle niechętny zmianom upraszczającym życie biznesowi.
I to niekoniecznie zmianom mającym wpływ na poziom opodatkowania.
Moim zdaniem polityka przyjaznego państwa powinna być inicjatywą rządu, a nie jednego posła czy choćby sejmowej komisji, która próbuje wprawdzie coś zmienić, ale jest to raczej działanie chaotyczne, reakcja na sygnalizowane parlamentarzystom problemy, nie zaś zaplanowane krok po kroku działanie. Niestety, odbywa się to przy braku entuzjazmu ze strony Ministerstwa Finansów, które dystansuje się od wielu korzystnych dla podatników rozwiązań, nie wypowiadając się nawet w poszczególnych kwestiach.
Zastanawiające jest np. to, że tak szybko przegłosowane zostały podwyżki podatków. Nie towarzyszyła temu żadna pogłębiona, merytoryczna dyskusja ani ekspertów, ani politycznej opozycji. Nie dziwi mnie, że rząd dba o interesy budżetu, ale w kwestiach dotyczących zwykłych obywateli i przedsiębiorców nic się nie dzieje. Najlepszym tego przykładem są chociażby przepisy dotyczące kas fiskalnych. Mamy już drugą połowę listopada, a przedsiębiorcy wciąż nie znają wszystkich przepisów na nowy rok. Zamieszanie jest gwarantowane, tym bardziej że dojdzie jeszcze zmiana stawek w VAT.
Niestety, z punktu widzenia filozofii funkcjonowania państwa w podatkach niewiele się zmieniło. To rozczarowujące. Rozumiem, że nie ma woli, by uregulować pewne kwestie, przykładowo tzw. grupy VAT-owskie, które poprawią funkcjonowanie tylko niewielkiej grupy podatników. Nie widać też jednak spójnej propozycji reformy, zamiast tego mamy pomysł liniowego VAT – nikomu niepotrzebny i bez sensu. Niestety, obserwując wysiłki rządu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że te działania to rozmienianie na drobne potencjału, który można by wykorzystać do poprawy sytuacji wszystkich podatników.