Wynagrodzenia za wyniki sportowe nie można rozliczać w ramach firmy – tak odpowiedział Minister Finansów na interpelację poselską nr 10 734. Dotyczyła opodatkowania przychodów żużlowca.
Argumentów za traktowaniem go tak jak przedsiębiorcy było kilka, przede wszystkim taki, że spełnia kryteria działalności gospodarczej – prowadzi ją we własnym imieniu i na własny rachunek, w celach zarobkowych i w sposób zorganizowany. Jest też samodzielny, sam decyduje o tym, w jakich spotkaniach uczestniczy. Posiada bowiem licencję żużlową danego kraju i nie potrzebuje zgody macierzystego klubu na udział w zawodach. Zobligowany jest też do zorganizowania sobie transportu, noclegu, zatrudnienia mechaników, księgowej, opłacania składek ZUS, posiada także własne ubezpieczenie sportowe od następstw nieszczęśliwych wypadków. Ponosi też ryzyko gospodarcze, bo jego wynagrodzenie uzależnione jest od ilości zdobytych w meczu punktów.
Zdaniem występującego z wnioskiem o interpelację posła te wszystkie okoliczności świadczą o tym, że żużlowiec prowadzi klasyczną działalność gospodarczą. Natomiast niejednolite podejście urzędów powoduje, że czasami na linii startu staje trzech zawodników-przedsiębiorców płacących 19 proc. podatek liniowy i jeden nie-przedsiębiorca rozliczający się według skali i odprowadzający 32 proc. daninę.
Te argumenty nie przekonały Ministra Finansów. Nie miał wątpliwości, że żużlowiec uzyskuje przychody z uprawnia sportu, o których mówi art. 13 pkt 2 ustawy o PIT. Są to przychody z tzw. działalności osobistej (sportowiec nie może bowiem oddelegować innej osoby do jej wykonywania). Pomniejsza się je o zryczałtowane koszty, a podatek od dochodu powinien być płacony według skali. Możliwość wyboru stawki liniowej przysługuje natomiast tylko przedsiębiorcom.