W jednym z odcinków swej Rzeczy o języku, drukowanej co tydzień we wrocławskim „Słowie Polskim", napisałem: „A cóż powiedzieć o moich Najbliższych – Rodzicach, Żonie... Wszystko, co mógłbym o nich powiedzieć, będzie blade w stosunku do tego, co czuje moje serce". Napisałem i... czekałem. Bo przytoczony tu fragment – poza tym, że był szczerym wyznaniem – potraktowałem też jak eksperyment stylistyczny i swoiste – wyzwanie. Po paru dniach podszedł do mnie w czasie przerwy wykładowej jeden z nauczycieli wrocławskich i zapytał: „Czy w tekście tym zupełnie świadomie strawestował pan wypowiedź Jana Pawła II z dnia inauguracji pontyfikatu, czy wyszedł on spod pana pióra spontanicznie?". – Oczywiście, że było to świadome nawiązanie! – odparłem uradowany, przyznając się do tego, iż retoryczny zwrot „cóż powiedzieć" dosłownie chodzi za mną od pamiętnej niedzieli październikowej roku 1978, a pokusa jego wykorzystania jest tak wielka, że nie mogę się od niej uwolnić. Bo też był to oratorski majstersztyk: