Prezydent Rosji świetnie wie, że podjęcie działań zbrojnych byłoby dla zachodniego świata nie do przyjęcia. Spowodowałoby nie tylko oczywiste nasilenie bolesnych sankcji, ale też pełną izolację Rosji na forum międzynarodowym. A na to – z braku potencjalnych sojuszników – pozwolić sobie nie może.
To zresztą charakterystyczne dla kremlowskiego reżimu, że wszystkie przypadki gwałcenia międzynarodowego ładu starał się zawsze ubierać w szatki działań „legalnych" lub „sprowokowanych". To pozwalało polaryzować stosunek do nich na forach międzynarodowych. Przeciwnicy i tak krytykowali, ale sojusznicy dostawali pretekst, by przyjmować narrację Moskwy. W przypadku zajęcia Osetii Południowej była to odpowiedź na działania militarne podjęte przez Tbilisi. Na Krymie – obrona lokalnej autonomii. W Donbasie ochrona ludności rosyjskiej przed zagrożeniami będącymi rzekomym skutkiem destabilizacji państwa.