USA nie spełniły tych oczekiwań, dlatego pertraktacje dotychczas się nie skończyły. Jednak i dziś dają o sobie znać negatywne skutki polskiej pozycji negocjacyjnej podyktowanej ową polityką nadgorliwości. Jej swoistym apogeum była przedziwna deklaracja złożona przez głowę państwa polskiego w Waszyngtonie 16 lipca 2007 roku. Prezydent Lech Kaczyński w stolicy USA stwierdził, że „sprawa umieszczenia w Polsce części tarczy antyrakietowej została przesądzona” oraz że „tarcza będzie”. Problem polega na tym, że deklaracja ta padła w trakcie negocjacji.
Nie przestajemy zarazem zabiegać o umacnianie tkanki strategicznej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Koniec kadencji odchodzącego prezydenta zawsze spowalnia intensywność kontaktów dwustronnych z tym krajem. Będziemy się starać odzyskać dynamikę współpracy z naszym najważniejszym sojusznikiem od początku następnego roku, niezależnie od tego, kto wygra wybory w USA. Polska ma wystarczająco wiele atutów, aby trwale pozostawać w bliskich związkach z Ameryką, i mylą się ci, którzy próbują uzależnić jakość tych stosunków od bezwarunkowej zgody na bazę. Nasz sojusz z USA, w tym ścisła współpraca w ramach i na rzecz NATO, ma solidne podstawy i nawet brak porozumienia w tej sprawie nimi nie zachwieje.
W moich oczach w tych punktach polityka obecnej koalicji jest również zgodna z obietnicami i zapowiedziami przedwyborczymi. Warto jednak wrócić do pytania o skuteczność tego działania. Machiavelli nie miał wątpliwości, że władca lepiej wychodzi na łamaniu obietnic niż na ich dotrzymywaniu. W jego oczach natura lisa po prostu popłaca. Nie znaczy to, że władca nie miał przestrzegać żadnych zasad. Reguły wyznaczane przez Machiavellego dotyczyły jednak raczej kwestii bardzo ogólnych. Przede wszystkim – uwzględnienia w kalkulacjach prawd o zmiennej naturze człowieka, jego słabości, małości i skłonności do zła. „Można bowiem o ludziach w ogóle powiedzieć, że są niewdzięczni, zmienni, kłamliwi, unikają niebezpieczeństw i [są] chciwi zysku… prędzej puszczają w niepamięć śmierć ojca niż stratę ojcowizny”.
No cóż, ludzie bywają i tacy, i tacy – potrafią wznieść się wysoko, ale również upaść bardzo nisko. Nie wydaje się jednak, żeby przekonanie o naturze ludzkiej miało dyktować zasady prowadzenia skutecznej polityki. Zwłaszcza polityki międzynarodowej. Ważniejsze wydaje się dziś zrozumienie dla polskiej racji stanu, a ta związana jest z obecnością w Unii i silną pozycją Polski w unijnych strukturach.
Członkostwo w UE jest dla nas nie tylko wielką szansą na doścignięcie krajów starej Unii pod względem nowoczesności gospodarki czy poziomu życia. Jest ono dla Polski także zabezpieczeniem na przykład przed szantażem energetycznym czy ekonomicznym. Bezpieczeństwo Polski powinno być gwarantowane przez powrót do głównego nurtu integracji europejskiej.Wychodząc z tych przesłanek, PO opowiedziała się za pogłębieniem integracji w zakresie polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa – w tym szczególnie bezpieczeństwa energetycznego – oraz za wzmocnieniem pozycji Polski w Unii Europejskiej. Zgodnie z zapowiedziami PO Polska powinna dążyć do odzyskania pozycji lidera w tej części kontynentu, a nawet walczyć o status jednego z wiodących krajów Unii, koła zamachowego integracji europejskiej. Ponieważ silna, spójna i otwarta Unia to najlepsza gwarancja polskiego bezpieczeństwa. Tak również rzecz postrzegają Polacy, którzy w sprawach związanych z członkostwem w Unii Europejskiej wykazują z reguły więcej zdrowego rozsądku i wyczucia niż wielu polityków, którzy w podejściu do Unii, zamiast kierować się interesami Polski i aspiracjami jej obywateli, wyciągają z lamusa anachroniczne uprzedzenia lub wykazują zwyczajną nieznajomość rzeczy.
Do polskiej racji stanu należy rozszerzenie Unii w kierunku wschodnim. Szczególnie zależało nam i zależy na integracji z zachodem Ukrainy.