Podopieczni naiwnej Puni

Przypominam: pod koniec ubiegłego roku ukazało się polskie tłumaczenie książki amerykańskiej przyrodniczki Diane Ackerman „Azyl. Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim zoo”. Oryginalny tytuł brzmiał „Żona dyrektora zoo. Historia wojenna”.

Publikacja: 10.04.2010 00:37

Podopieczni naiwnej Puni

Foto: Rzeczpospolita

Teraz mamy okazję poznać tę historię w formie autobiograficznego zapisu – bezpośrednio od bohaterki pracy Ackerman.

Uprzedzam: nie jest to literatura z najwyższej półki. Ma inną zaletę – wzrusza autentyzmem. I choć Antonina Żabińska nieraz drażniła mnie nadmiernym optymizmem, nie mogłam oderwać się od książki pod bezpretensjonalnym – jak jej autorka – tytułem „Ludzie i zwierzęta”.

[ul][li]** [/li][/ul] Żona dyrektora warszawskiego zoo opowiada o dramatycznych wydarzeniach z taką prostotą, jakby postępowanie jej i męża należało do normy. Bynajmniej tak nie było. Druga wojna i czasy po „wyzwoleniu” stały się prawdziwym testem człowieczeństwa. Antonina i Jan kierowali się kodeksem moralnym, w którym nie było miejsca na własny interes. Liczyli się tylko ludzie w potrzebie oraz inne żywe stworzenia.

Żabińska była osobą obdarzoną szczególną umiejętnością. Choć nie studiowała nauk przyrodniczych, nie miała pojęcia o zwierzęcej psychologii (zresztą, taka gałąź rozwinęła się kilkadziesiąt lat później), intuicyjnie wiedziała, jak „dogadać się” z każdym zwierzakiem; jak odkarmić maleństwa pozbawione naturalnego pokarmu, jak potem wychować czworonożne sieroty w zastępstwie prawdziwych rodziców.

Anegdoty zebrane w tym i w poprzednich tomach Żabińskiej (wcześniej opublikowała trzy pozycje poświęcone hienie, rysiom i borsukowi) czyta się z frajdą i rozczuleniem. Dom szefa warszawskiego zoologu zawsze roił się od niezwykłych mieszkańców. A że przestrzeń była stosunkowo niewielka i warunki spartańskie, cała menażeria musiała współżyć z ludźmi i nawyknąć do towarzystwa innych gatunków. Pani Antonina bystrym okiem obserwowała te procesy adaptacyjne i z humorem relacjonowała.

Proszę nie sądzić, że zapomniałam o ważniejszym – o ukrywaniu przez Żabińskich chłopaków po akcji, powstańców, a przede wszystkim – uratowanych z getta. Ocalili wielu ludzi, m.in. rzeźbiarkę Magdalenę Gross, jej partnera Maurycego Fraenkla, profesora Ludwika Hirszfelda, Lawinię Kramsztyk, krewną znanego artysty. Przez ich dom przewinęło się kilkudziesięciu uciekinierów (niektóre źródła podają liczbę 300, ale to nie zgadza się z relacją Żabińskiej). Oczywiście, to wymagało znacznie większej odwagi niż karmienie smoczkiem niedźwiadka. Zwłaszcza że teren zoo mieli na oku gestapowcy… Warszawski ogród zoologiczny w czasie wojny przestał istnieć – zwierzęta wybito, inne rozpierzchły się po okolicy lub zostały zagrabione przez Niemców.

[ul][li]** [/li][/ul] Po 1945 roku „arka Noego” znów z wolna się zapełniała, z wydatną pomocą pani Antoniny. Pod nieobecność przebywającego w oflagu męża pertraktowała z urzędnikami, notablami, decydentami. Już peerelowskimi, z którymi nie miała wspólnego ideowo języka. Mimo to jakimś cudem udało jej się uzyskać zgodę, a nade wszystko – finanse na odbudowę ogrodu. W książce z wielką dyplomacją unika jakichkolwiek politycznych komentarzy. Cóż, pisała te wspomnienia w latach 50. i 60.; pierwsze, i do tego roku jedyne, wydanie pochodziło z 1968 roku. Nadmierna szczerość nie byłaby dobrze widziana.

Charakterystyczne – sama autorka nie robi z siebie bohaterki. Relacjonuje wydarzenia z naturalnością, jakby podawała przepis na zupę. A właśnie ona, zwyczajna/niezwyczajna kobieta, interesuje mnie najbardziej. Jej portret psychologiczny naszkicował Jan, gdy „Punia” wykazała się wyjątkowo brawurową akcją. Ona zaś przytoczyła mężowskie słowa z właściwą sobie skromnością. Wcale jej nie gloryfikował! Przeciwnie, celowo umniejszał wyczyn, bo egzaltacja „z byle powodu” raziła jego poczucie dobrego smaku.

„Dawno już wyszła z lat dziecinnych, z pewnością nie jest głupia, lecz stosunek jej do bliźnich cechuje naiwna wiara w ich zalety i uczciwość” – mówił Żabiński w obecności przyjaciół, uciekinierów i głównej zainteresowanej. „Punia teoretycznie wie, że na świecie bywają zbrodniarze, oszuści, łajdacy i drobne świntuchy (…). Wie, że istnieje zło, ale w nie nie wierzy…”.

[ul][li]** [/li][/ul] Obydwoje Żabińscy – także „naiwna Punia” – zdawali sobie sprawę, na co się narażają: nosili ze sobą fiolki z cyjankiem. Na wypadek wpadki.

Zastanawiam się – jak to się stało, że dziś zabrakło ludzi jej pokroju? Częściowo odpowiedź podsunęły mi z zdjęcia nieznanych fotoreporterów, wydobyte z archiwów PAP, a pochodzące z lat 1947 – 1948. Mniej więcej rok temu pokazano je w warszawskim Domu Spotkań z Historią. Do tej pory nie mogę zapomnieć tamtych twarzy. Promieniowały radością, entuzjazmem, chęcią do życia. Choć wychudzeni, wyniszczeni wojną, rwali się do roboty przy odgruzowywaniu Warszawy. Przypomniały mi się te fotografie, gdy czytałam wspomnienia Żabińskiej o spontanicznej pomocy warszawiaków przy odgruzowywaniu i rekonstruowaniu zoo. Do roboty zgłaszali się starzy i młodzi, wojsko, dzieciaki ze szkół, nawet praskie nicponie. Chciałabym zobaczyć te sceny…

[i]Antonina Żabińska „Ludzie i zwierzęta”. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010[/i]

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku