„Jeśli jest coś, co robisz, i nie chcesz, żeby inni o tym wiedzieli, to może nie powinieneś tego robić” – tak zareagował niedawno szef firmy Google Eric Schmidt na zarzuty o naruszanie przez Google’a sfery prywatności odbiorców jego serwisów. Jeśli nie masz nic do ukrycia, to przecież nie masz się czego obawiać, prawda? Nie powinny przeszkadzać ci kamery przemysłowe na rogu każdej ulicy i w każdym publicznym pomieszczeniu. Ani nieustanne przeszukiwanie twojej torby przy wejściu do kina czy muzeum albo okazjonalna kontrola osobista na lotnisku – to wszystko dla twojego dobra, przecież na każdym kroku grozi ci niebezpieczeństwo i jeśli państwo/ochroniarz/wyspecjalizowana instytucja o ciebie nie zadba, to kto zadba? Z pewnością nie powinny ci przeszkadzać kamery Google’a rejestrujące obrazy z twojej ulicy, twojego podwórka, twojego parkingu, twojego ogrodu, a jeśli odsłonisz firankę i kamera wejdzie na chwilę do kuchni, to co znowu takiego się stanie? W końcu, jeśli jest coś, co robisz, i nie chcesz, żeby inni o tym wiedzieli, to może nie powinieneś tego robić?
Ostatnio Google stał się obiektem krytyki Niemców za swój serwis Street-view pozwalający użytkownikom na oglądanie widoków ulic, które wcześniej zostały zarejestrowane przez kamery zamontowane na samochodach. Obrazy te nie są zwykłymi mapami umożliwiającymi odnalezienie adresu, ale prawdziwymi zdjęciami prawdziwych ludzi, miejsc i sprzętów. Osoby mają zamazane twarze, ale wcześniej się okazywało, że nie wszystkie, były też przypadki rejestrowania osób w krępujących okolicznościach, np. pewien mężczyzna, który rzekomo rzucił palenie, został przez żonę przyłapany na „dymku”. Jak się dodatkowo okazało, Google nie tylko robi zdjęcia ulicom, ale rejestruje numery identyfikacyjne IP komputerów wczepionych w lokalne sieci WiFi (WLAN). Dane te, jak twierdzi Google, nie są jednak wykorzystywane do lokalizacji konkretnego użytkownika komputera. W takim razie do czego są wykorzystywane?
[srodtytul]Jak najwięcej informacji[/srodtytul]
Niepokoją się nie tylko Niemcy. W maju rząd kanadyjski wysłał do Goo-gle’a list wyrażający zaniepokojenie działaniami firmy, podpisany dodatkowo przez przedstawicieli dziewięciu innych państw zachodnich. A Eric Schmidt nie rozumie, na czym polega problem. I można zrozumieć, dlaczego nie rozumie. Przecież cały model funkcjonowania Google’a, racja bytu tego serwisu budowanego od lat na oczach zafascynowanego świata opiera się na zbieraniu i wykorzystywaniu jak największej ilości informacji o właścicielu konta zarejestrowanego w firmie.
Informacje zbierane są z dwóch powodów. Po pierwsze dla naszego dobra. Ambicją Google’a jest nie tylko wyszukanie dla nas szybkiej informacji o interesującej nas sprawie czy pokazanie drogi dojazdu do miejsca przeznaczenia. Ideałem będzie sytuacja, gdy wyszukiwarka Google odpowie nam na pytanie: „Co mam dzisiaj robić?” albo „Jaki zawód jest dla mnie idealny?”. A przecież, aby odpowiedzieć na pytania tak osobiste, niezbędne jest wkroczenie w sferę, którą kiedyś określaliśmy mianem życia prywatnego.