Mario Vargas Llosa pozostaje osadzony w XIX wiecznej tradycji

Nareszcie, to pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy po ogłoszeniu, że tegorocznym laureatem literackiej nagrody Nobla jest Peruwiańczyk Mario Vargas Llosa.

Publikacja: 09.10.2010 01:01

Red

Autor „Rozmowy w »Katedrze«” zasłużył na nią jak mało kto, a jednak wydawało się, że podobnie jak wielu innych wybitnych nagrody nie dostanie.

Za literackie osiągnięcia Nobla mógł dostać już na początku lat 70. XX wieku. Po znakomicie przyjętej przez krytyków i czytelników „Rozmowie w »Katedrze«” (a miał już przecież wówczas na koncie równie wielkie dzieło „Miasto i psy”) nikt by się nie dziwił takiej decyzji Akademii Szwedzkiej. A jednak, mijały kolejne lata, Llosa tworzył następne wybitne powieści, a Nobel wydawał się od niego oddalać, zamiast przybliżać. Powodem, zaangażowanie polityczne pisarza, w szczególności zaś zupełnie niepotrzebny – zakończony wyborczą klęską – start w wyborach prezydenckich w Peru w 1990 roku. Klęskę przyjął bardzo źle, odsuwając się na wiele lat na emigrację, z oddali bezwzględnie krytykując rządy Alberto Fujimoriego, z którym przegrał.

– Represje, które reżim Fujimoriego stosuje wobec mojej twórczości, polegają na tym, że w środkach masowego przekazu prowadzone są bardzo agresywne, wymierzone we mnie, kampanie. Mam też trudności z publikowaniem niektórych artykułów. Książki nie są jednak cenzurowane. Jeszcze – mówił w wywiadzie, jakiego udzielił „Rzeczpospolitej” w 1998 roku.

Rządzący przez dziesięć lat Fujimorii to czarna postać najnowszej historii Peru. 7 kwietnia 2009 roku po trwającym 15 miesięcy procesie został skazany na 25 lat więzienia za kilkadziesiąt morderstw na opozycjonistach. Wcześniej uciekł z kraju w atmosferze skandalu korupcyjnego i oskarżeń o powiązania z mafią narkotykową. Nie zmienia to faktu, że zaangażowanie w politykę i późniejsze działania przeciwko prezydentowi Llosie nie przysporzyło zwolenników – ani we własnym kraju, ani za granicą. Pełne goryczy wypowiedzi postrzegane były jako wyraz frustracji przegranego. Dopiero wiele lat później świat przekonał się jak wiele w przestrogach i oskarżeniach pisarza było racji.

Spędziłem dość dużo czasu w Peru, przejeżdżając ten kraj wzdłuż i wszerz, i wielokrotnie miałem okazję rozmawiać na temat Llosy, za każdym razem dziwiąc się, jak powszechnie jest nielubiany. Wybitny pisarz, tak – to powszechnie uznawano, zresztą jego książki w każdej księgarni zajmują w Peru co najmniej jedną trzecią witryny, ale poza tym: „zdrajca”. Nie ważne czy w stolicy Limie, czy w uniwersyteckim Arequipe, gdzie się urodził, czy w Iquitos – sercu amazońskiej dżungli, powszechnie Peruwiańczycy mają mu za złe, że wyjechał, że z oddali krytykował ich kraj.

Z Mario Vargasem Llosą miałem okazję rozmawiać trzykrotnie. Dwa razy w Warszawie, raz we Frankfurcie, gdzie podczas targów książki uczestniczył w spotkaniu o literaturze ponad podziałami – razem z Ryszardem Kapuścińskim. Elegancki, energiczny, wysportowany, pokazujący w szerokim uśmiechu rząd równych białych zębów. Niezwykle ciekawy – wydań swoich książek w Polsce, odbioru czytelników. I nieostrożny w wypowiedziach, dający się ponieść latynoskiemu temperamentowi. Bardzo łatwo dawał się sprowokować, zwłaszcza gdy pytania zahaczały o politykę. A wówczas krzyczał, gestykulował, ferował ostre wyroki.

[wyimek]W książkach Llosy znajdziemy pochwałę buntu, przeciwko władzy politycznej, regulaminom, a nawet tradycji[/wyimek]

Jego droga polityczna zresztą ewoluowała – od zafascynowania Kubą Fidela Castro po poglądy bardzo liberalne – zarówno w warstwie obyczajowej, jak i gospodarczej. Kandydował na prezydenta z ramienia umiarkowanej prawicy. A trzeba tu dodać, że liberalizm nie znajduje w Peru zbyt wielu zwolenników. To biedny kraj, w którym znaczna część społeczeństwa nie jest objęta opieką medyczną czy programem ubezpieczeń.

Polityka jest jednym z elementów jego jakże bogatej prozy. Bogatej stylistycznie i bogatej w obszarze poszukiwań. Najważniejsza książka, wydana w 1969 roku „Rozmowa w »Katedrze«”, to wielowarstwowa powieść przede wszystkim o władzy. Llosa mówi w niej o rzeczach ogólnych – mechanizmach świadomości społecznej, przemocy i walki politycznej, konformizmie i zniewoleniu – posługując się jako tłem dziejami społeczeństwa peruwiańskiego nękanego dyktaturą generała Odria. Jednocześnie jest to powieść niezwykła stylistycznie, złożona z porwanych fragmentów narracji układających się jakby w kolaż, co sprawia, że trudno się ją czyta. To jeden z najważniejszych utworów prozatorskich XX wieku. Dla Peru jest ona zapewne czymś podobnym do „Blaszanego bębenka” dla Niemców i Polaków – ciężkim i do bólu szczerym rozliczeniem.

O mechanizmach władzy traktują też inne jego wielkie książki – surowa stylistycznie, przedstawiająca atmosferę w wojsku powieść „Miasto i psy” czy poświęcone dyktaturze na Dominikanie, pisane niemalże stylem reportażu „Święto kozła”.

Ale traktowanie literatury Llosy tylko przez pryzmat jego politycznych pasji byłoby niesprawiedliwe i niepełne. Jest on znakomitym satyrykiem, ma wielkie poczucie humoru, jest też świetnym narratorem. Potrafi pisać frywolnie („Pantaleon i wizytantki”, „Ciotka Julia i skryba”), potrafi bawić się konwencją kryminału („Lituma w Andach”, „Kto zabił Palomina Molero?”), ale też nie ucieka przed namiętnością i seksualnością – choćby w ostatniej wielkiej powieści „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”. Można odnieść wrażenie, że lubi niemoralność, czyniąc prostytutki pozytywnymi bohaterkami swych frywolnych opowieści, a w wielu jego książkach znajdziemy pochwałę buntu, czynnego występowania nie tylko przeciwko władzy politycznej, ale także przeciwko regulaminom, a nawet tradycji.

Czy taki buntownik mógł zostać skutecznym politykiem? Dla literatury na pewno dobrze się stało, że wycofał się i pozostał w cieniu regałów swojej ulubionej biblioteki londyńskiego British Museum. – Przesiedziałem w niej 30 lat, napisałem większość swoich powieści i przeczytałem dużą część wszystkich książek, jakie poznałem w życiu.

W tym wyznaniu tegoroczny laureat Nobla jest uroczo staroświecki. Llosa to jeden z ostatnich żyjących prozaików, który pomimo eksperymentów z formą i narracją, pozostał głęboko osadzony w literackiej tradycji XIX wieku.

[i]Autor jest pisarzem, krytykiem, wydawcą, prezesem spółki Biblioteka Analiz[/i]

Autor „Rozmowy w »Katedrze«” zasłużył na nią jak mało kto, a jednak wydawało się, że podobnie jak wielu innych wybitnych nagrody nie dostanie.

Za literackie osiągnięcia Nobla mógł dostać już na początku lat 70. XX wieku. Po znakomicie przyjętej przez krytyków i czytelników „Rozmowie w »Katedrze«” (a miał już przecież wówczas na koncie równie wielkie dzieło „Miasto i psy”) nikt by się nie dziwił takiej decyzji Akademii Szwedzkiej. A jednak, mijały kolejne lata, Llosa tworzył następne wybitne powieści, a Nobel wydawał się od niego oddalać, zamiast przybliżać. Powodem, zaangażowanie polityczne pisarza, w szczególności zaś zupełnie niepotrzebny – zakończony wyborczą klęską – start w wyborach prezydenckich w Peru w 1990 roku. Klęskę przyjął bardzo źle, odsuwając się na wiele lat na emigrację, z oddali bezwzględnie krytykując rządy Alberto Fujimoriego, z którym przegrał.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”