Palikot jest wschodzącą gwiazdą polityki polskiej. To krew z krwi, kość z kości tej masy, którą wyniosła do pieniędzy transformacja. W wywiadzie rzece „Ja, Palikot” mówi Cezaremu Michalskiemu, że wzbogacił się uczciwie, na ile pozwalały lata 90.
Jeśli to prawda, należy mu się szacunek za awans społeczny. Dawał łapówki dla obrony swoich firm, a nie wygrania ustawianych prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, jak inni. Epitet „dorobkiewicz” jest komplementem w jego wypadku. Nie kradł majątku narodowego, jak nomenklatura partyjna i esbecka. Został milionerem własną pracą, zaspokajając popyt rynku. Co z tego, że na skrzynki, tanie wina, wódki? To nie świadczy źle o klasie jego umysłu, ale nabywców. Dawał im, czego chcieli. Tak samo daje dzisiaj, urządzając tandetne skandale.
Wyczuwa stan ducha swojej publiczności, jeśli słowo „duch” nie jest tu za duże. Po polityce inteligentów nadszedł czas półinteligentów. Ci kupują inteligentów na pęczki za gotówkę lub świadczenia w naturze. Albo tym, że imponują odwagą dziecka, które nie wie, co czyni. Bo czy wiedział, w co się wda, szczując na prezydenta? Mam nadzieję, że nie. To są ludzie często dobrze wykształceni, ale nie mądrzy raczej cwani. Mądrość skłania ku powściągliwości i dobroci. A Palikot mówi, że nie ma hamulców w osiąganiu celów politycznych.
Janusz Palikot to dużo więcej niżeli ambitny arywista w marszu na premiera. Jest artystą intelektualistą, który w polityce używa sztuki performance. Nie tyle obniża poziom debaty publicznej, ile stara się przenieść ze sfery racjonalnej do emocjonalnej. Jednak igra z ogniem. Historia uczy, że górowanie uczuć nad rozumem w polityce sprowadza katastrofy. W ciężkich czasach tak rodziły się rewolucje, wojny, ruchy radykalne faszystowski i komunistyczny. A w Polsce emocje sprowadziły pośrednio zagładę na prezydenta i część narodowej elity patriotycznej
Palikot ma wielki udział w kampanii pogardy wobec prezydenta Rzeczypospolitej z przeciwnego obozu. Ktoś inny byłby wstrząśnięty wyrzutami sumienia; może przeraził się metafizyki dziejów. Ale nie Palikot. Mówi Michalskiemu:
„W 2007 roku… awanturę z PiS wziąłem na siebie. – Miał pan skrupuły? – Jako polityk żadnych”. Wprawdzie wywiadu udzielił przed katastrofą, lecz parę miesięcy po Smoleńsku prowokator wrócił w pełni chwały. Do czasu. Bo najpierw wytwarza się klimat królobójstwa, a potem samemu idzie pod gilotynę.