Nazajutrz po śmierci Jana Pawła II napisałem na łamach „Rzeczpospolitej", że odchodzący papież został doświadczony nie tylko chorobą, ale i oglądaniem niepowodzenia większości spraw mocno mu leżących na sercu. To stwierdzenie zostało przyjęte bardzo kwaśno przez tych, którzy chcieli patrzeć na Kościół i świat wyłącznie przez różowe okulary.
Fakty były jednak nieubłagane, podobnie jak koniec pontyfikatu wielkich wizji i obietnic: na wierzch wychodziło fiasko starań ekumenicznych – wbrew niezliczonym gestom otwartości w instytucjach Unii Europejskiej trwał festiwal chrystofobii, którego mocnym akordem było odrzucenie zapisu o dziedzictwie chrześcijańskim w planowanej konstytucji europejskiej – mimo zaangażowania papieża w projekt politycznego jednoczenia się Europy; wyrok amerykańskiego sądu nakazujący eutanazyjne zagłodzenie Terri Schiavo przypomniał straszną twarz cywilizacji śmierci – potwierdzając najgorsze podejrzenia z encykliki „Evangelium vitae"; rozwijało się militarne zderzenie cywilizacji na linii Zachód – islam – mimo nadziei Ojca Świętego, że zatrzymają je m.in. wieloreligijne modły o pokój w Asyżu... Papieskie wezwanie z Roku Jubileuszowego do oczyszczenia Kościoła zostało zinterpretowane na ogół w sposób obłudny: przepraszano chętnie za inkwizycję i Kolumba – a milczano jak grób o pedofilskich szaleństwach części księży z lat 60., 70. i późniejszych.
To w tymże kontekście na kilka dni przed odejściem papieża kardynał Ratzinger wypowiadał w swoim wielkopiątkowym rozważaniu Drogi Krzyżowej w Koloseum te słynne słowa: „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. (...) Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach". Straszne słowa człowieka dobrze poinformowanego – nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że wypowiadane w kontekście na pewno szerszym niż tylko doświadczenie jednego pokolenia.
Pamięć ludzi, pamięć Kościoła
Doprawdy, czas odchodzenia Jana Pawła II trudno określić momentem triumfu jego pasji i marzeń o świecie i Kościele: część z nich spełniło się dobre parę lat wcześniej, np. wraz z upadkiem komunizmu, za to wiele z nich obumierało od lat na jego oczach, jakby w kontraście do niewzruszonej osobistej popularności.
U kresu jednego z najdłuższych pontyfikatów na powierzchnię wychodziła dwuznaczność wielu oklasków i zachwytów, których przecież mimo różnych krytyk nie szczędzono umierającemu papieżowi w przestrzeni oficjalnej i opiniotwórczej. Rozziew między aplauzem dla osoby a akceptacją jej prawdy życia był bardzo dotkliwy – mimo że oczywiście cały czas mógł liczyć także na ludzi oddanych mu szczerze i idących za nim jako za Piotrem.
W dniach po śmierci Jana Pawła studia telewizyjne pełne były ludzi powtarzających uparcie tezę, że „naszego papieża" zapamiętamy „nie z powodu jego papieskiego nauczania lub rządów, lecz ponieważ był taki ludzki". Teza ta dość dobrze oddaje to, co jest do dziś medialnym obrazem JP2: papieża, w którym najbardziej docenia się to, że „pozostał człowiekiem". Ale czy jest to dokładnie to samo co pamięć Kościoła?
Akt beatyfikacji jest oczywiście czymś więcej niż autoryzowaniem przez Kościół określonej pamięci o kimś – niemniej w zatwierdzeniu kultu jest również obecny pewien kanon pamięci, a w nim i określony skrót najważniejszych dokonań tego, kto jest wynoszony na ołtarze.
Zaglądając do już opublikowanych na stronach internetowych Stolicy Apostolskiej tekstów liturgicznych na wspomnienie błogosławionego Jana Pawła II, uświadamiamy sobie, o jakich jego dokonaniach Kościół nie chce przestać pamiętać mimo upływu lat oraz jakimi elementami jego duchowości pragnie umacniać pobożność swoich wiernych.
W krótkiej nocie biograficznej, którą odtąd będzie miał przed oczami każdy kapłan, otwierając brewiarz lub mszał na stronie poświęconej błogosławionemu, czytamy, że „jako gorliwy pasterz otaczał szczególną troską przede wszystkim rodziny, młodzież i ludzi chorych", odbył „liczne podróże apostolskie do najdalszych zakątków świata", a „szczególnym owocem jego spuścizny duchowej są m.in.: bogate magisterium, promulgacja Katechizmu Kościoła katolickiego, kodeksu prawa kanonicznego Kościoła łacińskiego i Kościołów wschodnich".