Dariusz Rosiak o mateczniku najlepszych maratończyków

Kenijczycy wygrywają wszystkie biegi, w których uczestniczą. Dlatego niektóre kraje, np. Holandia czy Włochy, ograniczają liczbę biegaczy z tego kraju dopuszczanych do zawodów

Publikacja: 25.06.2011 01:01

Nixon Machimchim: przed rokiem czwarte miejsce w maratonie w Toronto, w tym roku trzecie w Rzymie, 1

Nixon Machimchim: przed rokiem czwarte miejsce w maratonie w Toronto, w tym roku trzecie w Rzymie, 10 kwietnia wygrał w Linzu

Foto: Fotorzepa, Dariusz Rosiak DR Dariusz Rosiak

Droga z Eldoret do Kapsabet biegnie wśród ogromnych plantacji kukurydzy i zboża przetykanych jeszcze większymi połaciami łąk, na których za dnia pasą się krowy. Za Chebarbar teren robi się bardziej górzysty, kawałek dalej droga skręca w kierunku Nandi Hills, skąd pochodzi większość kenijskiej herbaty.

Zbliża się 6 rano, za chwilę rozpocznie się podrównikowy seans rozpalania światła. To potrwa najwyżej kilka minut, ciemności nagle wessie ziemia, słońce triumfalnie pokaże się nad drzewami i będzie jasno. Dwanaście godzin później dokładnie tak samo nagle światło zgaśnie. Żadnych powolnych ruchów, przebłysków i ściemniania. Słońce wschodzi, słońce zachodzi – kilka minut i po wszystkim. I tak codziennie przez 365 dni w roku.

Ale dziś słońce jeszcze nie wygrało z księżycem. Gęsta mgła zalega w dolinach, miejscami samochód musi mocno zwolnić, by nie wpaść na nieoświetlonego rowerzystę, osiołka albo krowę, która zeszła z pastwiska. Wzdłuż drogi co chwila migają fosforyzujące paski dresów, ortalionów i butów biegaczy. Biegnące sylwetki migają w reflektorach samochodu jak ludzkie ćmy. Tak wcześnie zwykle pojedynczo, rzadziej w kilkuosobowych grupkach – posuwają się jednostajnym rytmem wzdłuż drogi.

Jestem w centrum Rift Valley – rejonie Kenii, gdzie karierę można zrobić w dwóch dziedzinach: hodowli krów i biegach długodystansowych. Pewniejsze są krowy, ale trzeba pieniędzy, żeby je kupić, cegieł na zagrodę, łąki do wypasania. Nie każdego stać. Do biegania wystarczą dwie nogi i chęci. To znaczy wystarczą, jeśli urodziłeś się tutaj: w Eldoret, Nandi Hills, Iten, Kaptagat, Kapsait.

Odwiedzam stadion lekkoatletyczny w Kapsabet. W języku Kalendżin nazwa tego miasta oznacza „miejsce życia". Powinno być „szansa na nowe życie" dla setek młodych ludzi, którzy codziennie przychodzą tu biegać. Ta ziemia, podobnie jak trzy czwarte najlepszych biegaczy kenijskich, należy do plemienia Kalendżin, a jeszcze ściślej do podgrupy etnicznej Nandi zamieszkującej herbaciane wzgórza Nandi Hills (są znaczące wyjątki od tej plemiennej reguły, o których za chwilę). I jeszcze Kalendżinowie są spokrewnieni z plemieniem Oromo, z którego pochodzi większość najlepszych biegaczy etiopskich. Oba plemiona chlubią się swoją wojenną tradycją, determinacją, wytrzymałością na ból i zmęczenie, oba żyją w miejscu wielkiego wschodnioafrykańskiego uskoku geologicznego sprzed milionów lat, na wysokości ponad 2 tysięcy metrów nad poziomem morza. Aby przeżyć w takich warunkach, organizm musi produkować więcej czerwonych krwinek. W porze suchej w dolinach czasem jest taki skwar, że wysychają jeziora i rzeki, na górze wieje i nigdy nie jest zbyt upalnie, nawet gdy praży słońce. Idealne warunki do treningu długodystansowego.

Pozostało jeszcze 87% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”