Życie ponad połowy Polaków zmieniło się wskutek nauczania Jana Pawła II – wynika z ogłoszonych wiosną badań. Zmienia się wizerunek związkowców, którzy zamiast w czasie manifestacji palić opony i wszczynać awantury, urządzają happeningi. Konieczność dokonania zmian wskazują ci, którzy żądają wyjaśnienia przyczyn katastrofy w Smoleńsku, a ci, którzy katastrofę powinni wyjaśnić, zapowiadają, że będzie jeszcze więcej zmian na lepsze.
Przeobrażenia zajmują uwagę uczestników kongresów poświęconych modernizacji Polski. Rychłe zmiany wieszczą niektórzy publicyści, w prasie ukazują się teksty programowe „Wygrać dla zmiany". Z reklam się dowiadujemy, że dziś zmienia się z Orange, a Era zmienia się dla ciebie.
Jedna z rozgłośni radiowych ustanowiła właśnie nagrodę dla tych, którzy zmieniają świat.
– Chcieliśmy uhonorować ludzi walecznych, niebanalnych, wyjątkowych – wyjaśnia redaktor naczelna, cytowana przez dziennik „Metro". – Gdyby nagroda dotyczyła lat poprzednich, mam nadzieję, że słuchacze proponowaliby przyznanie jej Krzysztofowi Warlikowskiemu. Jego „(A)polonia" mówiła o Holokauście w sposób niepopularny, trudny i niezwykle odważny – twierdzi szefowa stacji.
Ale szanse na zdobycie trofeum ma także wiceburmistrz warszawskiej dzielnicy Ochota. Jego zdaniem trzeba na przykład zmienić bazar przy Banacha, jeden z najstarszych w mieście, i to zmienić jak najszyb-ciej. A skoro o handlu targowym w stolicy mowa, to – jak doniosło „Metro" – także tej dziedziny gospodarki niebawem nie poznamy: na ulicach Warszawy mają bowiem pojawić się bazaromaty, stragany chwilowe. Będzie je ustawiać fundacja – nomen omen – Bęc Zmiana.
Modę na zmiany rozpowszechnił Barack Obama. Trzy lata temu obecny prezydent USA prowadził, jak się okazało zwycięską, kampanię wyborczą, w której Zmiana (Change) była jednym z kluczowych pojęć. Wyniki okazały się zadziwiające. Wykonana w sieci praca „ruchów oddolnych, które dążyły do organizowania się i budowania społeczności" przyniosła plon większy niż działania sposobami tradycyjnymi – pisał Joe Rospars na stronie Organizing for America.
I – jak się zdaje – właśnie internetowe doświadczenia obecnego prezydenta USA, które przełożyły się nie tylko na głosy wyborców, ale i idące w setki milionów dolarów datki, budzą największe uznanie naśladowców Obamy.
Oczywiście ma słuszność pewien młody miłośnik historii krajów iberoamerykańskich, który się zdumiewa, gdy słyszy, że to Obama odkrył, jak skutecznie na wyborców działa pojęcie zmiany, bliżej nieokreślonej. Przecież o zmianie (Por el cambio) mówili już w 1982 roku hiszpańscy socjaliści, kiedy odnieśli historyczne zwycięstwo w wyborach parlamentarnych.
Istotnie, to nie Obama odkrył potęgę zmiany. Amerykański prezydent docenił ją dzięki swojemu mistrzowi, którym był Saul Alinsky (1909 – 1972) – działający w USA lewicowy prekursor nowoczesnego organizowania życia społecznego. Pomagał na przykład mieszkańcom przedmieść Chicago, trawionych przez nędzę, choroby i przestępczość.
Jak na łamach miesięcznika „Zawsze wierni" zauważa John Vennari, wbrew wyznawcom socjologii eugenicznej Alinsky twierdził bowiem, że przyczyną ubóstwa nie są skazy genetyczne, lecz brak zorganizowania. Za pomocą metod własnych – a także m.in. sposobów św. Pawła, którego w swej najbardziej bodaj znanej książce „Rules for Radicals" (1971) nazwał „wielkim rewolucjonistą" – Alinsky zrzeszał więc ludzi, budował społeczność i przekonywał, że obywatele powinni wspólnie wywierać nacisk na możnych tego świata. Jak wynika z jego wspomnień, autor „Rules for Radicals" stał się postrachem urzędników i korporacji.