W ostatnich tygodniach, zajmując się w Polsce emocjonalną wypowiedzią ojca Rydzyka, propozycją badań psychiatrycznych Jarosława Kaczyńskiego oraz awanturą polskich europosłów w Strasburgu, pominęliśmy sprawę konsekwencji katastrofy, do jakiej doszło przy budowie autostrady A2. Wybiegają one daleko poza horyzont nadchodzącej kampanii wyborczej czy Euro 2012.
Chodzi nie tylko o rozgrzebaną budowę, stracony czas i pieniądze. To także instruktaż, jak osiągnąć w kontaktach z Chińczykami efekt odwrotny do zamierzonego i z kraju wytypowanego na strategicznego partnera w tej części Europy przeistoczyć się we wroga drugiego mocarstwa świata.
Podwykonawcy czy inwestorzy?
Państwo Środka to śpiący olbrzym, który gdy się przebudzi, zmieni świat – zapowiadał już dwa wieki temu Napoleon. I rzeczywiście, Chiny powoli zaczynają wychodzić poza Wielki Mur. Są już piątym eksporterem kapitału, który pomaga zadłużającym się krajom strefy euro, takim jak Portugalia, Hiszpania czy Grecja.
W otoczeniu premiera zabrakło ludzi, którzy byliby w stanie pokazać wzrastającą rolę Chin, Indii i innych krajów azjatyckich
W 2009 roku chińskie firmy, z których duża część podobnie jak Covec ma silne powiązania z państwem, wysłały za granicę 43 mld dol., rok później już 59 mld dolarów do 129 krajów na wszystkich kontynentach. Szacuje się, że w przyszłym roku Chiny zainwestują więcej kapitału za granicą, niż przyjmą u siebie.
W tej dekadzie wyślą zatem w świat kilkaset miliardów dolarów, a wraz z nimi setki milionów turystów i dziesiątki milionów studentów, którzy już się nie mieszczą na brytyjskich uniwersytetach. Awantura, jaką zakończyła się budowa A2, to de facto zignorowanie chińskiego zaproszenia do współpracy. Skupieni na mistrzostwach piłkarskich odwracamy się plecami do globalizacji, która – czy nam się to podoba, czy nie – przybiera coraz bardziej pozaeuropejski charakter i w której ton zaczynają nadawać kraje uważane w Polsce za egzotyczne, turystyczne atrakcje, takie jak Brazylia, Indie i właśnie Chiny.