Flash robberies czyli nowa moda społecznościowa

Coraz częściej amerykańskie nastolatki umawiają się na Facebooku lub Twitterze na masowe okradanie sklepów lub napady na przechodniów

Publikacja: 27.08.2011 01:01

Flash robberies czyli nowa moda społecznościowa

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Jacek Przybylski z Waszyngtonu



Nie grożą sprzedawcom pistoletami ani nożami. Nie mają kijów bejsbolowych. Uzbrojeni jedynie w telefony komórkowe oraz dostęp do Facebooka,  Twittera i innych mediów społecznościowych, potrafią zdjąć z półek towar o wartości kilkunastu tysięcy dolarów i spokojnie wyjść obok bezradnej obsługi sklepu. Tak zwane flash mob crimes stały się ostatnio prawdziwą zmorą Ameryki.



Początkowo termin flash mob (błyskawiczny tłum) kojarzony był głównie ze śmiechem, zabawą i zaskakującymi działaniami grup ludzi, którzy spontanicznie skrzyknęli się za pośrednictwem mediów społecznościowych.



Dzięki temu ni stąd, ni zowąd na dworcach kolejowych nagle zaczynało tańczyć kilka tysięcy osób albo centrum miasta opanowywały niegroźne zombie.



Do kategorii flash mob zaliczała się też słynna bitwa na poduszki w San Francisco, w której starło się 1,5 tysiąca osób. A gdy w zeszłym roku Waszyngton sparaliżowała ogromna śnieżyca, w centrum miasta doszło do wielkiej bitwy na śnieżki. 2 tysiące osób walczących wówczas przy skwerze Dupont Circle zmobilizowanych zostało głównie dzięki portalom społecznościowym, a także  esemesom i e-mailom.

Plaga wielkich miast

W tym roku przy Dupont Circle doszło do zupełnie innego wydarzenia w stylu flash mob. W biały dzień grupa około 20 czarnoskórych nastolatków weszła tam do drogiego sklepu z ubraniami G-Star Raw. Młodzi złodzieje zaczęli wybierać rzeczy w swoim rozmiarze, po czym z towarem na rękach wybiegli ze sklepu. Gdy po niemal dziesięciu minutach na miejsce dotarli policjanci, po przestępcach nie było już śladu.

– Zapewne policjanci nie traktowali tego wydarzenia jak fizycznego zagrożenia, ale tak wiele dzieciaków na tak małej przestrzeni to z pewnością zagrożenie – opowiadał reporterowi Fox News DC menedżer sklepu Greg Lennon.  Straty oszacowano na 20 tysięcy dolarów.

Na coraz częstsze kradzieże organizowane przez Internet przez grupy nastolatków skarżą się nie tylko właściciele firmowych salonów z ubraniami, ale nawet małych sklepów spożywczych.

Na początku sierpnia do sklepu w Waszyngtonie weszło dziesięć nastolatek. Wzięły batoniki, chipsy, napoje, lody i wyszły ze sklepu. W zeszłą sobotę duża grupa młodych osób wtargnęła  do sklepu 7-Eleven (amerykańska Żabka) w Germantown. Gdy sprzedawca, który po cichu uruchomił alarm, czekał na przyjazd policji, młodzi ludzie zdążyli zgarnąć towar z półek, opróżnić sklepowe lodówki i  zniknęli za drzwiami.

– To było 60 sekund anarchii – stwierdził Paul Starks, rzecznik policji hrabstwa Montgomery. Na nagraniu ze sklepowej kamer naliczono co najmniej 28 osób. Detektywi uważają, że uczestnicy incydentu zaplanowali kradzież, używając mediów społecznościowych.

W podobny sposób kilkadziesiąt nastolatków umówiło się na napaść na sklep sieci Sears w Filadelfii. Wynieśli  buty sportowe, skarpetki i zegarki.

Tłum nastolatków atakował też niedawno w Nowym Jorku, Chicago, Atlancie czy Minneapolis.

Według Narodowej Federacji Sprzedawców Detalicznych (NRF) ofiarą tego typu zbiorowej napaści padł już co dziesiąty sklep w USA. W większości przypadków, zanim policja zjawi się na miejscu, po tłumie złodziei nie ma już śladu.

Stare w nowej formie

Zdaniem agentów FBI i amerykańskich kryminologów dużą rolę w tego typu incydentach odgrywa psychologia tłumu: ludzie, którzy normalnie nie kradliby, nagle dołączają do grona złodziei.

– Wiadomo, że młodzi ludzie angażują się w ryzykowne zachowania, a także, że gdy piją, biją się czy biorą narkotyki, to najczęściej robią to w grupie – tłumaczy w rozmowie z „Rz" kryminolog Sean Varano, profesor na Uniwersytecie Rogera Williamsa w Bristolu.

– Przed 2010 rokiem nie było jednak zbyt wiele dowodów na istnienie zjawiska typu flash mob crimes. Albo więc jest to kompletnie nowa forma przestępstwa, albo media dopiero teraz je zauważyły. Być może po wydarzeniach na Bliskim Wschodzie zwraca się teraz większą uwagę na media społecznościowe – dodaje Varano.

– Samo zachowanie nie jest nowe. Nowa jest tylko forma komunikowania się – mówi „Rz" dr Scott Decker, profesor kryminologii na stanowym Uniwersytecie Arizony.

Fakt, że nastolatki używają Facebooka i Twittera do organizowania przestępstw, nie dziwi profesora z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, który specjalizuje się w komunikacji społecznej i mediach elektronicznych.

– Młodzi ludzie używają mediów społecznościowych praktycznie do wszystkiego. Więc jeśli używają ich do zorganizowania koncertu rockowego, to nie będą z nich korzystać, aby zorganizować też napad – przekonuje „Rz" Jonathan Taplin. Zauważa, że skoro w USA jest aż 25 milionów bezrobotnych, a jednocześnie 2 procent mieszkańców radzi sobie lepiej niż kiedykolwiek, to może to prowadzić do niepokojów społecznych. – Nie sądzę jednak, aby napady typu flash mob zawierały jakiekolwiek element polityczny – zastrzega Taplin.

Kryminolodzy zauważają, że wiele  ataków nie ma podłoża ekonomicznego. Część przestępstw tego typu to brutalne napady, a część – kradzieże tanich towarów. – Jeśli ktoś kradnie kilkanaście opakowań gumy do żucia lub sześciopak coca-coli, to trudno mówić o ekonomicznym podłożu takich przestępstw – zauważa Sean Varano.

Taką opinię potwierdza wiele incydentów. – Moja mama została zaatakowana przez grupę nastolatków. Uderzyli ją w twarz bez żadnego powodu. Potrzebujemy natychmiast pomocy – usłyszał na początku sierpnia operator służb ratunkowych w Milwaukee. W lipcu na przedmieściach Cleveland na bijatykę umówiło się za pomocą mediów społecznościowych aż tysiąc nastolatków. W kwietniu w Los Angeles podczas zorganizowanej za pomocą Twittera ustawki starło się ze sobą kilkuset członków gangów.

Dr Scott Decker zwraca także uwagę, że część nastolatków chwali się swymi kryminalnymi wyczynami, wrzucając filmiki do Internetu.

– Zwłaszcza młodzi mężczyźni lubią się popisywać. YouTube pozwala zaś popisywać się nie tylko przed przyjaciółmi, ale też przed całym światem. Na YouTube'a trafiają więc filmiki z bijatyk czy strzelanin mające pokazać, jak  twardzi są ich bohaterowie – tłumaczy.

Patrole na portalach

Amerykańscy stróże prawa nie mają pomysłu, jak skutecznie zapobiegać napadom tego typu. – To może przerosnąć władze każdego miasta – podkreśla Everett Gillison, wiceburmistrz Filadelfii.

W jego mieście kilkudziesięcioosobowe grupy młodzieży wielokrotnie umawiały się za pośrednictwem Twittera, po czym napadały i biły przypadkowych ludzi . 12 sierpnia władze Filadelfii wprowadziły więc godzinę policyjną dla nastolatków. Eksperyment się powiódł. Zatrzymano 70 osób, ale nie doszło do żadnego nowego grupowego napadu. W tym tygodniu władze miasta przedłużyły więc obowiązywanie godziny policyjnej do początku września. Wprowadzenie takiego rozwiązania rozważają też władze innych amerykańskich miast.

11 sierpnia urzędnicy w San Francisco, aby zapobiec planowanym za pomocą Internetu i telefonów komórkowych protestom w metrze, wyłączyli na kilku stacjach zasięg sieci komórkowych. Do protestów nie doszło. Na urzędników spadła jednak lawina krytyki za ograniczanie wolności słowa.

– Internet stał się miejscem, gdzie planowanych i omawianych jest wiele różnych aktów przemocy. Ale skoro technologia stanowi problem, to w niej należy też szukać rozwiązania. Na przykład osoby zaangażowane w takie napady można odnaleźć dzięki adresom IP – przekonuje Scott Decker.

Policjanci coraz częściej tworzą więc specjalne oddziały, które używają Internetu do identyfikacji sprawców. Nagrania kradzieży zamieszczają też na YouTubie, prosząc o pomoc w identyfikacji złodziei.

Detektywi przeglądają tysiące wpisów na Facebooku, Twitterze i innych mediach społecznościowych, szukając informacji o planowanych aktach terroryzmu, napadach, ustawkach czy spotkaniach dilerów narkotykowych . Czasami wysyłają też prośby do nastolatków o dodanie do grona „przyjaciół", dzięki czemu mogą łatwiej śledzić poczynania młodszych generacji.

Również Narodowa Federacja Sprzedawców Detalicznych radzi swoim członkom, aby na bieżąco przeglądali serwisy społecznościowe i natychmiast informowali organy ścigania, jeśli zauważą niepokojące wpisy dotyczące swoich sklepów.

– Monitorowanie Internetu przez policję może być bardzo efektywne – zauważa Sean Varano, zauważając, że wielu Amerykanów może sobie nie życzyć, aby śledzono ich internetowe kontakty. Obrońcy praw człowieka ostrzegają przed łamaniem konstytucji poprzez naruszanie prywatności użytkowników portali społecznościowych. – Według mnie w Internecie i tak nie ma mowy o prywatności, bo wszystko, co się robi w sieci, może zostać wyśledzone – zauważa jednak Scott Decker.

Eksperci nie mają wątpliwości, że na kłopoty związane z „błyskawicznym tłumem" powinni przygotować się też europejscy policjanci. – Można przypuszczać, że na całym świecie, w tym w Polsce, pojawią się problemy z tego typu przestępstwami – ostrzega Decker.

Ostatnie zamieszki w Wielkiej Brytanii również były organizowane m.in. na portalach społecznościowych, a ich uczestnicy przekazywali sobie na bieżąco informacje za pomocą komunikatora BlackBerry.

Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne