ULC został zaprogramowany jako instytucja, która cieszy się dużą niezależnością. To znaczy cieszyła się. Bo właśnie weszły przepisy, że kadencyjność szefa urzędu zostaje zniesiona i premier w każdej chwili może go odwołać. Czyli niezależna instytucja, z której szef może wylecieć z dnia na dzień. Logiczne? To nie jest najważniejsze.
Trudno sobie wyobrazić polską infrastrukturę bez Przedsiębiorstwa Państwowego Porty Lotnicze. Zarządza ono lotniskami w Warszawie i Zielonej Górze. Ma udziały w spółkach, które nadzorują działanie portów w dziesięciu innych miastach.
Po co istnieje państwowa firma Porty Lotnicze? – Nie wiem. Okęcie powinno być jednoosobową spółką Skarbu Państwa, reszta lotnisk skomunalizowana, czyli przekazana miastom, w których się znajdują – mówi Adrian Furgalski, dyrektor zespołu doradców gospodarczych TOR, ekspert od spraw infrastruktury. 2155 osób zatrudnionych w przedsiębiorstwie pewnie się z tą oceną nie zgadza. Podobnie jak ich szef, naczelny dyrektor Michał Marzec, jak czytamy na stronie Portów Lotniczych, laureat nagrody Awionetka 2009 w kategorii „osobistość roku sektora lotniczego". Wypada wspomnieć, że przedsiębiorstwo to nie tylko pasy startowe, odprawy i lotnicze poczekalnie. Porty Lotnicze to też ośrodek wypoczynkowy Muza w Juracie, „położony na terenie Nadmorskiego Parku Krajobrazowego na wydmach, w środku sosnowego lasu". Porty Lotnicze, czyli państwowe przedsiębiorstwo, chętnie zorganizuje wycieczkę do fokarium, nauczy pływać na windsurfingu i zaprosi na kaszubskie jadło.
Na odcinku budownictwo
Obok księstwa lotniczego w resorcie jest oddzielne – budowlane. Dosłownie oddzielne, bo jego siedziba znajduje się w innej części Warszawy niż siedziba ministerstwa. „Budowlanką" zajmują się bezpośrednio albo ocierają o nią urzędnicy aż sześciu departamentów. Państwo co prawda od lat niczego nie buduje, ale wielka struktura istnieje – reguluje, kontroluje, bada. Do tego dochodzą cztery instytuty, które zajmują się sprawami budownictwa oraz Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Ekologii Miast w Łodzi. Tego ostatniego szczególnie żal. Jest w likwidacji. A instytucja chciała się rozwijać. Ze sprawozdania finansowego wynika, że szykowała ekspansję, czyli „wybicie otworu bramowego w ścianie szczytowej budynku warsztatowego". Poszło na to 800 złotych, ale inwestycji zaniechano. Niektórym marzą się ryzykowne rewolucje, na przykład Pawłowi Poncyljuszowi, byłemu wiceministrowi gospodarki. – Nie rozumiem, po co resort trzyma w rękach te instytuty. Powinny iść do prywatyzacji pracowniczej.
Malkontentów jest więcej. Wspominany już Adrian Furgalski utyskuje: –Porażką jest to, że nie udało się zmienić prawa budowlanego i ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym. Chodzi o uproszczenie procedur, które są nieżyciowe. O oddanie kompetencji władzy lokalnej. W poprzedniej kadencji tą sprawą zajmował się minister Olgierd Dziekoński (przeszedł w 2010 roku do Kancelarii Prezydenta – red.). Prowadził nieustanne konsultacje. Konsultował się chyba ze wszystkimi profesorami od budownictwa. Każdy specjalista od budowy rynien się wypowiedział, a efektów nie ma.
Nie od dziś wiadomo, że budownictwo to plątanina interesów wielu grup, m.in.: architektów, deweloperów, rzeczoznawców, biur nieruchomości, urzędników. – Nie ma człowieka, który mógłby to poukładać i przeprowadzić. Priorytetem są drogi, ciągłe pożary na kolei – żali się urzędnik ministerstwa.
Urzędnicy na szynach
A na kolei sytuacja powoli się stabilizuje – kilkadziesiąt spółek, ponad 90 tysięcy pracowników, 4,5 mld złotych długów. Tylko jedna ze spółek PKP Cargo, która wozi towary, miała do niedawna 42 zakłady rozsiane po kraju. Ponad połowę zamknięto i to bez strajków. Na szczęście oskubywanie grupy PKP nie idzie tak łatwo. Kolejarze mają swoją oficynę wydawniczą, ale też prężnie działające biuro podróży Natura Tour. Chwali się ono na stronie internetowej 19 ośrodkami i domami wczasowymi w Zakopanem, Karpaczu, Międzyzdrojach czy Spale. Na kolei nie wszystko jeszcze chodzi jak w zegarku. Przewozy Regionalne, czyli kolejowa spółka samorządów, już wycofuje setki pociągów z rozkładu jazdy, a za pasem mrozy, święta, sylwester oraz zimowe ferie. W ministerstwie zaczął działać sztab antykryzysowy, który trzyma kciuki za to, żeby zima nie była sroga. Podjęto już pierwsze decyzje – na zziębniętych pasażerów mają czekać w halach dworcowych gorąca kawa i herbata.
Ministrze, gdzie ten znak?
W departamentach, biurach, urzędach centralnych i jednostkach podległych ministrowi pracuje grubo ponad 16 tysięcy ludzi. Resort ma nawet swoich „ambasadorów", czyli przedstawicieli w kilku państwach – m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Rosji (Nowak chce zrezygnować z tego przywileju). Problem z biurokracją (szczególnie widać go właśnie w tym resorcie) polega na tym, że nie zrobiono porządnego audytu administracji. Taka weryfikacja, którą przed laty zapowiadał Michał Boni, pomogłaby odpowiedzieć na pytanie, gdzie urzędników jest zbyt wielu, które zadania są powielane, co można oddać samorządom. Politycy, którzy biorą władzę, niemal zawsze powtarzają, że przychodzą „deregulować", ciąć biurokrację.
Mówi się, że Sławomir Nowak myśli, by zrobić rewolucję w ministerstwie. Wyrzucić z 10 procent urzędników, skonsolidować kilka departamentów, sprywatyzować albo zlikwidować kilka instytutów.
Czy mu się uda? Niekoniecznie. Biurokracja będzie walczyła do krwi ostatniej, a Nowak ma na razie na głowie inne problemy.
Właśnie powołał sztab kryzysowy, który ma sprawić, by w zimie, szczególnie w święta i Nowy Rok, normalnie jeździły pociągi. Za chwilę powoła drugi – ten będzie się zajmował opóźnieniami w budowie autostrad na Euro. Potem resort będzie się zajmował przygotowaniem logistyki na mistrzostwa. Po mistrzostwach znów trzeba będzie myśleć o... zimie.
Bliski współpracownik jednego z poprzednich ministrów:
„Biurokratyczna machina oplata, wciąga. Gdy nie było mnie raptem jeden dzień, następnego odbierałem w sekretariacie dziesięć segregatorów poczty. Ręce opadały, kiedy okazywało się, że minister osobiście ma podjąć decyzję o przesunięciu znaku drogowego w miejscowości, którą z trudem można znaleźć na mapie".