Dodatkowe pieniądze nie uleczą Europy

W trzecią rocznicę pierwszego planu ratowania europejskich finansów mamy, jeżeli dobrze liczę, już siódmy taki plan, tyle że ogólnoświatowy.

Publikacja: 02.12.2011 19:00

Europę ma tym razem uratować zalew taniego dolara. Tani dolar raz już doprowadził rynki do płaczu. W 2008 r. doszło do największej w historii niewypłacalności kredytowej banków. Ale tym razem ma być inaczej. Bo po środowej interwencji szefów banków centralnych dolar będzie jeszcze tańszy. Giełdy zawsze się cieszą, kiedy rządy włączają maszyny drukarskie, licząc na większy ruch w interesie. I radość zwykle trwa, dopóki ktoś nie zatrzyma maszyn. Po czym wszystko wraca do stanu poprzedniego.

A to dlatego, że prawdziwy problem Europy nie wziął się z braku banknotów. Prawdziwy problem Europy, i Polska nie jest w tym względzie unikalna, to systemowy brak wzrostu gospodarczego. Coś, czego nie da się dodrukować. Problemem jest zastój niezależny od koniunktury, giełdowych spekulacji, kryzysu surowcowego. Europa od lat buksuje w miejscu po śliskim podłożu socjalnym. Dziś jest to wyjątkowo dotkliwe, ale spadek konkurencyjności europejskich firm jest zjawiskiem trwałym. Trwa nie tylko w kryzysie, ale i w okresie największych zwyżek.

Unia oraz niemal każde z jej państw z osobna dawno temu straciły kontrolę nad systemami emerytalnymi, hojnymi zasiłkami i omnipotentną biurokracją, pod którą coraz częściej układane są prawa i regulacje nieliczące się z potrzebami biznesu czy realiami rynku. Coraz wyższe koszty socjalne przerzucane są na pracodawców. Wypychają europejski kapitał do Indii, Ameryki Południowej i Chin. Za każde euro zainwestowane poza sockontynetem przedsiębiorcy mogą więcej wyprodukować i więcej wyjąć zysków. Bez obaw, że na koniec większość wessie machina socjalna.

Te nieliczne kraje, jak Niemcy, które stosunkowo wcześnie zdiagnozowały zagrożenie i korzystając z koniunktury, przeprowadziły imponujące reformy, tnąc koszty pracy oraz świadczenia zachęcające do życia na bezrobociu, dziś są potęgą eksportową. Fakt, że swój dobrobyt zawdzięczają w dużej mierze eksportowi do biedniejszych państw Europy, ale z drugiej strony, to oni, a nie Grecy i Hiszpanie są dziś w stanie konkurować z tanią siłą roboczą z Indii czy Brazylii. Niemcy, ale też Finowie, Holendrzy, Estończycy to ginący gatunek ludzi, którzy rozumieją, że kupując alkoholikowi wódkę, nie wyleczy się go z choroby.

Niemieckie oszczędności nie wykupią Europy z długów ani nie ochronią jej przed zaciąganiem nowych. To nie przeszkadza lewicowej prasie konsekwentnie winić za niewydolność europejskich gospodarek Niemców, którzy „nie wywiązują się ze swoich powinności" – jak pisze „Washington Post". Zabrakło tu tylko odniesień do reparacji za I wojnę światową, którymi szantażowano II Rzeszę w latach 20. XX w.

Politycy chętnie uciekają w wojenną retorykę, żeby wymusić na przeciwnikach ustępstwa. A w wypadku Niemców ten motyw jest szczególnie nęcący. Nie ma nic łatwiejszego niż odwołać się do doświadczeń I czy II wojny światowej. Ale rok 2014 to nie będzie 1914. Mała szansa, żeby Hiszpanie szlakiem swoich królów ruszyli po pieniądze na Niderlandy. Żeby Niemcy wysłali Luftwaffe do Aten po realizację greckich obligacji.

Minister Sikorski ma rację, że w kryzysie groźna jest bierność. Ale jeszcze groźniejsze jest odwracanie uwagi od prawdziwych problemów wydumanymi fobiami. Euro przeforsowali politycy, z czysto politycznych względów. Tak skrojony projekt bez oparcia w unii politycznej od początku był skazany na porażkę. Błąd można nadrobić. Ale reformami systemów gospodarczych we wszystkich państwach, a nie tylko obciążając kosztami Niemców.

W listopadzie mieliśmy jeszcze jedną rocznicę. Minęło równo pięć lat od śmierci noblisty, który przepowiedział kryzys strefy euro w dniu emisji pierwszej monety. „To waluta wyłącznie na dobrą pogodę". Może przed zbliżającym się szczytem przywódców unijnych warto przypomnieć kolejne siedem prawd Miltona Friedmana. Zanim stworzą nam nowego potworka.

1 Cięcie podatków jest zawsze dobre. W każdych warunkach, pod dowolnym pretekstem, z dowolnego powodu i zawsze się da.

2 Tam, gdzie właścicielem są wszyscy, tam nie ma właściciela.

3 Jeżeli 90 proc. ludzi zgadza się samoopodatkować, żeby pomóc 10 proc. biednych, to nie jest to samo, co 80 proc. zgadzających się opodatkować 10 proc. najbogatszych, żeby pomóc 10 proc. najbiedniejszych. Pierwsze jest głupie, a drugie nieetyczne.

4 Jeżeli rząd będzie zarządzał Saharą, to za pięć lat na pustyni zabraknie piachu.

5 Nie ma transakcji, dopóki wszystkim stronom się to nie opłaca

– to jedyna prawda o wolnym rynku.

6 Nikt nie wydaje cudzych pieniędzy tak ostrożnie jak własnych.

7 Inflacja to opodatkowanie bez ustawy podatkowej.

Europę ma tym razem uratować zalew taniego dolara. Tani dolar raz już doprowadził rynki do płaczu. W 2008 r. doszło do największej w historii niewypłacalności kredytowej banków. Ale tym razem ma być inaczej. Bo po środowej interwencji szefów banków centralnych dolar będzie jeszcze tańszy. Giełdy zawsze się cieszą, kiedy rządy włączają maszyny drukarskie, licząc na większy ruch w interesie. I radość zwykle trwa, dopóki ktoś nie zatrzyma maszyn. Po czym wszystko wraca do stanu poprzedniego.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą