My, Litwini

Przedwojenny premier Litwy Voldemaras przyznał kiedyś, że Kraków jest bardziej litewski niż Kowno. Miał rację. Ciasny litewski nacjonalizm sprzeniewierza się bowiem idei Wielkiego Księstwa Litewskiego

Publikacja: 14.07.2012 01:01

Grobowiec na Rossie, 18. czerwca: wandale wyszczerbili marmur

Grobowiec na Rossie, 18. czerwca: wandale wyszczerbili marmur

Foto: AFP

Litewscy nacjonaliści zaatakowali niedawno wileńskie mauzoleum, w którym spoczywa matka Józefa Piłsudskiego i serce Marszałka. Czerwoną farbą namalowali na płytach tak zwane słupy Giedymina, czyli jeden z symboli dynastii jagiellońskiej. Ten incydent jest nie tylko przykry, ale – co ważniejsze – niezwykle symptomatyczny. Trudno o przykład lepiej ilustrujący absurdalność litewskiej ideologii nacjonalistycznej.

Oto bowiem litewscy nacjonaliści sprofanowali grób wybitnego Litwina przy użyciu symboli dynastii, której wielkie dzieło ten wybitny Litwin próbował kontynuować. Nie przez przypadek w roku 1927, gdy Piłsudski zjechał do Genewy na sesję Ligi Narodów, swoje przemówienie dotyczące sporu o Wilno zaczął od słów: „My, Litwini...". I choć nie mówił po litewsku, był wówczas o wiele większym Litwinem niż jego adwersarze z republiki kowieńskiej.

Zanim przejdziemy do wyjaśnienia tego paradoksu – anegdota. Rzecz się dzieje w marcu 1916 roku. Józef Piłsudski przyjeżdża z frontu do Krakowa. Do jego adiutanta Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego zgłaszają się dwie staruszki z powiatu święciańskiego i proszą o umożliwienie audiencji. Mają bowiem „bardzo ważną, osobistą sprawę do pana brygadiera". Znając słabość Piłsudskiego do rodaków, Wieniawa oczywiście do audiencji dopuścił.

„Panie brygadierze – rzekły – jesteśmy prostymi Litwinkami, którym los kazał żyć z dala od rodzinnych stron, sercem jednak jesteśmy z nimi związane najserdeczniej. Cóż pozostaje robić nam, ludziom pochodzącym z Litwy, jak nie pomagać w miarę sił i możliwości takim wybranym Litwinom jak Pan. Przeto i my przyszłyśmy do Pana z prośbą o przyjęcie naszej skromnej pomocy w formie drobnych oszczędności". Następnie wyjęły z torebek kilka złotych monet.

Scenę tę Wieniawa opisał w 1931 roku na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego". Jeszcze 80 lat temu nie wymagała ona żadnego komentarza, była dla ówczesnych czytelników w pełni jasna i zrozumiała. Dziś, szczególnie wśród przedstawicieli młodego pokolenia, może jednak wzbudzić zakłopotanie. Jak to? Jakieś Litwinki przyjeżdżają do Piłsudskiego i nie dość, że mówią po polsku, to jeszcze dają mu pieniądze na polskie wojsko. Gdzie w tym sens?

Pozostało jeszcze 83% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Ukraińskie służby okazały się tak skuteczne jak Mosad
Plus Minus
Popatrzmy jak ktoś gra. Poznajmy nową generację celebrytów
Plus Minus
Chaos we Francji rozleje się na Europę
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Polski Kościół włączył „całą wstecz”. A słowa papieża są jasne
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Po co wydano miliony na Polaka w kosmosie? Bareja znowu miał rację