Za jeden uśmiech

Milton Friedman chyba nigdy nie był nam tak potrzebny jak dziś. Gdyby żył, miałby sporo satysfakcji, patrząc na światowe badania rynku pracy Gallupa

Publikacja: 03.08.2012 20:04

Tomasz Wróblewski

Tomasz Wróblewski

Foto: Fotorzepa, RP Radek Pasterski

Okazuje się, że mieszkańcy państw, których rządy zainwestowały najwięcej publicznych pieniędzy w tworzenie nowych miejsc pracy, najgorzej oceniają sytuację na rynku pracy.

Pesymistami jest aż 72 proc. Europejczyków, co – biorąc pod uwagę zawrotne bezrobocie i typowe dla naszego kontynentu malkontenctwo – można zrozumieć. Tyle samo pesymistów znajdziemy jednak też wśród Amerykanów. Zaskakujący wynik w kraju, gdzie uśmiech i zadowolenie z życia wysysa się z mlekiem matki. Dla kontrastu 53 proc. Azjatów przyznaje, że źle widzi sytuację na rynku pracy. Polska mieści się w średniej europejskiej (71 proc. pesymistów), ale mamy zaskakująco niski odsetek optymistów (14 proc.).

Milton Friedman wielokrotnie powtarzał, że rząd od ręki może stworzyć nawet milion miejsc pracy, ale żeby za to zapłacić, musi je najpierw komuś odebrać. Premier Tusk stworzył 100 tys. nowych miejsc pracy w administracji i samorządach. I mniejsza już o rozrost biurokracji. Ważniejsze, że na finansowanie rosnących wydatków państwa w latach 2008–2012 ściągnął z nas dodatkowe 25 miliardów złotych w postaci wyższej składki rentowej, wyższego VAT i niezliczonych nowych opłat. W tej sumie są oczywiście wyższe koszty świadczeń emerytalnych i zdrowotnych, ale też miejsc pracy urzędników.

Jedno miejsce pracy w ramach rządowego programu „zielona Hiszpania" kosztowało 2,5 miejsca na wolnym rynku pracy. W Ameryce jeden fikcyjny pracownik to utrata 2,1 miejsca pracy. Ile miejsc pracy kosztowało nas stworzenie każdego nowego etatu w administracji państwa czy trzymanie fikcyjnych posad w spółkach Skarbu Państwa? Minimalny koszt funkcjonowania państwa i dystrybucji pieniądza to jakieś 33 złote z każdych 100 złotych zabranych podatnikowi.

Rząd nic nie tworzy – tłumaczył Adam Smith – rząd, żeby dać, musi zabrać. I tak, żeby stworzyć 3 proc. miejsc pracy dla młodych Francuzów, Paryż musiał ściągnąć pieniądze z prywatnego sektora. Co pewnie poprawiło rządowe statystyki, ale nie samopoczucie Francuzów, które znacząco spadło – w porównaniu z Niemcami, którym odebrano wprawdzie wiele świadczeń socjalnych, ale oddano sporo nadziei na utrzymanie pracy (48 proc. optymistów). Grecja, gdzie blisko 50 proc. osób zatrudnione jest przez państwo, ma zaledwie 2 proc. optymistów. Włochy niewiele więcej – 4 proc.

Oczywiście trudno oczekiwać uśmiechu na ustach bezrobotnych, ale patrząc na trendy i na to, jak wysoko w rankingu plasują się takie kraje jak Argentyna czy Brazylia bez tak rozbudowanych, kosztownych osłon socjalnych, warto wrócić do dyskusji, co tak naprawdę daje nam poczucie bezpieczeństwa. Sztuczne państwowe etaty czy autentyczne miejsca pracy tworzone na wolnym rynku?

Nerwowe ruchy, jakie ostatnio wykonuje rząd, odmrażając 500 mln z funduszu pracy na program kreowania miejsc pracy, może zahamuje wzrost bezrobocia. Pytanie, czy nie lepiej by nam się przysłużył, gdyby zamiast odmrażać, zawiesił ściąganie składek od przedsiębiorców. Może dodałby w ten sposób Polakom przynajmniej 1–2 proc. więcej uśmiechu.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy