Okazuje się, że mieszkańcy państw, których rządy zainwestowały najwięcej publicznych pieniędzy w tworzenie nowych miejsc pracy, najgorzej oceniają sytuację na rynku pracy.
Pesymistami jest aż 72 proc. Europejczyków, co – biorąc pod uwagę zawrotne bezrobocie i typowe dla naszego kontynentu malkontenctwo – można zrozumieć. Tyle samo pesymistów znajdziemy jednak też wśród Amerykanów. Zaskakujący wynik w kraju, gdzie uśmiech i zadowolenie z życia wysysa się z mlekiem matki. Dla kontrastu 53 proc. Azjatów przyznaje, że źle widzi sytuację na rynku pracy. Polska mieści się w średniej europejskiej (71 proc. pesymistów), ale mamy zaskakująco niski odsetek optymistów (14 proc.).
Milton Friedman wielokrotnie powtarzał, że rząd od ręki może stworzyć nawet milion miejsc pracy, ale żeby za to zapłacić, musi je najpierw komuś odebrać. Premier Tusk stworzył 100 tys. nowych miejsc pracy w administracji i samorządach. I mniejsza już o rozrost biurokracji. Ważniejsze, że na finansowanie rosnących wydatków państwa w latach 2008–2012 ściągnął z nas dodatkowe 25 miliardów złotych w postaci wyższej składki rentowej, wyższego VAT i niezliczonych nowych opłat. W tej sumie są oczywiście wyższe koszty świadczeń emerytalnych i zdrowotnych, ale też miejsc pracy urzędników.
Jedno miejsce pracy w ramach rządowego programu „zielona Hiszpania" kosztowało 2,5 miejsca na wolnym rynku pracy. W Ameryce jeden fikcyjny pracownik to utrata 2,1 miejsca pracy. Ile miejsc pracy kosztowało nas stworzenie każdego nowego etatu w administracji państwa czy trzymanie fikcyjnych posad w spółkach Skarbu Państwa? Minimalny koszt funkcjonowania państwa i dystrybucji pieniądza to jakieś 33 złote z każdych 100 złotych zabranych podatnikowi.
Rząd nic nie tworzy – tłumaczył Adam Smith – rząd, żeby dać, musi zabrać. I tak, żeby stworzyć 3 proc. miejsc pracy dla młodych Francuzów, Paryż musiał ściągnąć pieniądze z prywatnego sektora. Co pewnie poprawiło rządowe statystyki, ale nie samopoczucie Francuzów, które znacząco spadło – w porównaniu z Niemcami, którym odebrano wprawdzie wiele świadczeń socjalnych, ale oddano sporo nadziei na utrzymanie pracy (48 proc. optymistów). Grecja, gdzie blisko 50 proc. osób zatrudnione jest przez państwo, ma zaledwie 2 proc. optymistów. Włochy niewiele więcej – 4 proc.