„Do kraju tego, gdzie winą jest dużą / Popsować gniazdo na gruszy bocianie..." – pisał Cyprian Kamil Norwid („Moja piosenka" II). Nie umiemy wyobrazić sobie krajobrazu polskiego bez bocianich gniazd, bocianiego klekotu, bez dostojnie spacerujących po łące ptaków. Wiemy, że jedna czwarta ich światowej populacji mieszka w Polsce. Wierzymy, że pomagają nam zwalczać niż demograficzny. Czekamy z utęsknieniem na ich przylot, który potwierdzi nadejście wiosny, żegnamy ze smutkiem, kiedy zbierają się do odlotu. Ale też obserwujemy, liczymy, obrączkujemy, reperujemy gniazda, budujemy nowe, podglądamy... umożliwiają to kamery zainstalowane w sąsiedztwie gniazd (w Europie jest ich prawie 100, w tym 12 w Polsce), ba – staramy się towarzyszyć niektórym z nich w podróżach na zimowiska, co umożliwia technika GPS.
Kierunek Londyn
Niczym chłopi z obrazu Józefa Chełmońskiego „Bociany" nieraz przypatrywaliśmy się lecącym na koniec świata ptakom. Jednak polskie bociany nie tylko potrafią polecieć na kraniec Afryki. Polskie bociany mają na swoim koncie także inny wyczyn. Latały... LOT-em.
21 czerwca 1939 r. „Ilustrowany Kuryer Codzienny" (IKC) poinformował, że kierowana przez prof. Kazimierza Wodzickiego ekipa naukowców prowadzi we wsiach Lemieszowice i Kaczanowice pod Pińskiem chwytanie bocianów. Część przetransportowana zostanie do Brasławia i Dukszt, ponad 400 km od ich rodzinnych miejscowości. Tam po zaobrączkowaniu zostaną wypuszczone. Aby można było sprawdzić, czy pole magnetyczne Ziemi wpływa na orientację w locie u tych ptaków, sześć z nich wyposaży się w maleńkie magnesy zakłócające wpływ magnetyzmu ziemskiego. Sześć zaś poleci... samolotem LOT do Londynu. Tekst nosił tytuł: „Czy bociany poleskie wrócą z Anglji do wsi rodzinnej?".
W eksperymencie uczestniczyć mieli badacze angielscy z istniejącego od 50 lat muzeum przyrodniczego w Haslemere, którzy zachęcili się opublikowanym w 1939 r. przez Polaków na łamach „Nature" sprawozdaniem z badań przeprowadzonych rok wcześniej.
„W przeprowadzeniu tego ciekawego doświadczenia zaofiarowały swą pomoc dyrekcje radjostacyj brytyjskich, francuskich i belgijskich, zaś klub automobilowy w Surrey (Anglja) chce zorganizować specjalny rajd samochodowy – automobiliści mają śledzić lot ptaków aż do brzegów morza" – pisano w „IKC". Ułatwieniem dla obserwatorów miały być jaskrawo pomalowane skrzydła oraz brak tego gatunku w Anglii. Miano badać, jak zachowają się ptaki wywiezione tam, gdzie żaden bocian nie bywał. Z tego powodu darowano im magnesy.
Natomiast 13 bocianów spod Brasławia podzielono: sześć z magnesami, sześć z kontrolnymi ciężarkami i jeden bocian rezerwowy, pomalowane każdy na inny kolor (dzioby i skrzydła) po zaopatrzeniu w barwne obrączki wypuszczono znad jeziora Drywiato. Donoszono, że od razu pięć bocianów z każdej grupy skierowało się w kierunku rodzinnych wsi. Choć nie obyło się bez dramatycznych scen; pojawił się miejscowy bocian, który zaczął przeganiać intruzów.
Bociany, które udawały się do Anglii, miały być po przylocie suto nakarmione i wypuszczone następnego dnia. Tak się jednak nie stało: na przeszkodzie stanęła typowo „angielska" pogoda. Wypuszczono je kilka dni później, 25 czerwca. Towarzyszył tej akcji spory rozgłos, pisał o tym „Times", a prasa niemiecka (mimo stanu wrzenia między Polską a III Rzeszą) apelowała o przesyłanie wiadomości o zaobserwowanych bocianach do niemieckiej stacji ornitologicznej w Rossitten na Mierzei Kurońskiej.