Izaak Babel żył tylko 46 lat, rozstrzelany w 1940 roku za trockizm i tutti frutti. Dostąpił przynajmniej zaszczytu, że Stalin osobiście podpisał jego wyrok śmierci. Od aresztowania aż do przemówienia Chruszczowa w 1956 roku w ogóle nie istniał, ale jak już z powrotem zaistniał, to jest wznawiany i omawiany do dziś. Któryś z krytyków podsumował jego twórczość następująco: „miał francuską wrażliwość, żydowskie spojrzenie, ale jego los był typowo rosyjski”.
Babel jest znany jako autor dwóch zbiorów opowiadań: „Opowiadań odeskich” i „Armii Konnej”. Byłam jeszcze w liceum, gdy starszy kolega zaciągnął mnie do STS-u – Studenckiego Teatru Satyryków. Było to – dosłownie – niezapomniane przedstawienie. Chyba nikt, kto wtedy słyszał występ Wojciecha Siemiona na podstawie Babla, w niezwykłym przekładzie Jerzego Pomianowskiego, nie mógł tego zapomnieć. W „Opowiadaniach odeskich” Siemion był ironicznym obserwatorem żydowskiego podziemia i jego bohatera Beni Krzyka, słychać było żydowską melodię narracji, widać było żydowską nędzę i złoto nuworyszów.
Czytaj więcej
Im bardziej dane państwo lekceważyło lustrację i dekomunizację, tym bardziej jest dziś bezbronne wobec prawdziwej rosyjskiej agentury.
Zbiór opowiadań czy obrazków „Armia Konna” jest wynikiem uczestnictwa Babla w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Był on tam jako pisarz pułkowy, kronikarz i prawdopodobnie nigdy nie trzymał w ręku rewolweru. Prowadził za to bardzo dokładny dziennik, na podstawie którego napisał swoje opowiadania. Przypisany był do Armii Konnej Siemiona (nomen omen) Budionnego. Budionny, marszałek, bohater Związku Sowieckiego, był jednym z najgorszych dowódców, ale też jednym z najwierniejszych żołnierzy Stalina. Nie tylko ominęły go czystki, ale był jednym z sędziów w procesie innego marszałka – Tuchaczewskiego, któremu zarzucał między innymi, że nie doceniał przewagi koni nad czołgami.