„Najada", czyli debiut zmarłej w 2018 r. Zyty Oryszyn (rocznik 1940), to pierwsza książka wydana przez wydawnictwo Drzazgi (dziś mają na koncie już cztery – dwie polskie i dwa przekłady). Pomysł wznowienia znakomity, bo nigdy dość przypominania o niedocenionych i zapomnianych twórcach. A Zyta Oryszyn pomimo bogatej bibliografii i nagrody literackiej Gdynia z 2013 r. za powieść „Ocalenia Atlantydy", pozostaje autorką mało znaną.
Wydawcy i autorka posłowia – prof. Inga Iwasiów, znawczyni literatury kobiet, sama również pisarka – próbują to zmienić, wbijając klinem debiut Oryszyn w nurt chłopski polskiej prozy, zdominowany przez męskie narracje (Wiesław Myśliwski, Marian Pilot, Edward Redliński, Julian Kawalec i inni). „»Najadę« czyta się jako przeciwwagę wobec tworzonego przez mężczyzn kanonu literatury chłopskiej" – czytamy na odwrocie książki. Zytę Oryszyn na czwartej stronie okładki chwalą Sylwia Chutnik i Martyna Bunda, a więc wyraziste, feminizujące pisarki. Budowanie opozycji damsko-męskiej jest zrozumiałe ze względów promocyjnych oraz światopoglądowych. Ale można też interpretować ten debiut po latach inaczej, mniej antagonistycznie – jako prekursorską zapowiedź współczesnej prozy kobiet; książek, w których doświadczenie prowincjonalności łączy się z dziewczęcymi inicjacjami. Takich jak „Po trochu" Weroniki Gogoli, „Zimowla" Dominiki Słowik, „Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej czy „Sztuczki" Joanny Lech.