Impreza, którą jeszcze kilka miesięcy temu władze Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) zapowiadały jako symbol zwycięstwa ludzkości nad koronawirusem, może się stać obrazem klęski. Najważniejsze sportowe wydarzenie rozegra się przy pustych trybunach, a jego uczestnikom przyjdzie żyć w opresyjnym reżimie sanitarnym.
Igrzyska, od momentu ich przełożenia w marcu ubiegłego roku, traciły z miesiąca na miesiąc wszystkie przymioty, które zawsze czyniły je najbardziej unikatową i wyczekiwaną imprezą sportową. Organizatorzy najpierw zapowiedzieli, że kibice będą mogli wspierać sportowców wyłącznie oklaskami, okrzyki i śpiewy trafiły na listę czynności zakazanych. Później dowiedzieliśmy się, że na trybuny nie wejdą fani z zagranicy, wreszcie wstępu zakazano także Japończykom. Zawody na 34 z 42 aren położonych w obrębie stołecznej prefektury odbędą się przy zamkniętych drzwiach.
– Wiemy, że to olbrzymie poświęcenie, ale od początku mówiliśmy, że pandemia będzie wymagać poświęceń. Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Wierzymy, że te igrzyska będą wielkim sukcesem – przekonuje przewodniczący MKOl Thomas Bach.
Nie pomógł zaprojektowany przez inżynierów Fujitsu i instytutu Rakuten superkomputer Fugaku, który – za pomocą danych z 13 kamer oraz specjalnych czujników monitorujących ruch powietrza i jego nasycenie dwutlenkiem węgla – badał potencjalny rozwój chorób zakaźnych w warunkach stadionowych podczas jesiennych meczów ligi baseballa.
Zawodnikom pozostanie „angażująca ścieżka dźwiękowa", czyli doping z trybun nagrany podczas poprzednich igrzysk. Podobno w halach będą wyświetlane krótkie filmiki od kibiców, a część sportowców podczas łączeń „na żywo" obejrzy reakcje swoich przyjaciół i rodziny. To nowa normalność, którą w dobie pandemicznych restrykcji widzimy coraz częściej.