Pamięci Mirosława Dzielskiego – w osiemnastą rocznicę śmierciJeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej Thomas Jefferson głęboko wierzył w to, że „Bóg, który dał nam życie, dał nam wolność“. Człowiek w momencie, gdy bierze odpowiedzialność za kierowanie własnym losem, jest najbardziej podobny do Pana Boga. Ta – przedstawiona w bardzo uproszczony sposób – idea zawarta w myśli Jeffersona była jedną z najważniejszych, które rozstrzygnęły o możliwości budowy swojej pomyślności przez Amerykanów. Wolni ekonomicznie i politycznie, przepojeni chrześcijańskimi zasadami, stworzyli miejsce na ziemi, którego istnienie przeczy naturalnemu istnieniu biedy. Przez dwa stulecia to biedni, ale przedsiębiorczy ludzie tworzyli kraj, który nieustannie jest celem dla tych, którzy chcą odmienić swój los i wydobyć się z nędzy. Michael Novak chrześcijańską koncepcję wolności streszcza stwierdzeniem, że każda wolna osoba jest „opiekunem swego brata“. Wyraża to powszechnie znany biblijny nakaz nakarmienia głodnego i przyodziania nagiego. Ocena moralna naszego postępowania dokonuje się poprzez sposób, w jaki dbamy o najsłabszych członków społeczności. Nie zmienia to jednak podstawowej zasady, że człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Pana Boga, jest odpowiedzialny za własne życie i kierowanie swymi potrzebami.Chrześcijanin stoi w tym miejscu przed pokusą i złudnym wrażeniem, że rozwiązaniem dla biedy i innych trapiących ludzi problemów mogą być rządy, które ograniczając wolność, przyczyniają się do realizacji „sprawiedliwości społecznej“. Pokusa jest na tyle silna, że cały czas mamy do czynienia z próbami, na różną skalę, ograniczenia wolności na rzecz stworzenia racjonalistycznego systemu organizacji ludzkiego społeczeństwa. Blisko dwa wieki temu tendencję tę Alexis de Tocqueville w „Dawnym ustroju i rewolucji“ tak podsumował: „Skoro rząd zajął miejsce opatrzności, zrozumiałe jest, że każdy, kto znalazł się w potrzebie, wzywa jego pomocy”. Kilkadziesiąt lat później Jose Ortega y Gasset uznał, że „to właśnie jest największe niebezpieczeństwo, jakie dziś zagraża cywilizacji: upaństwowienie życia, interwencjonizm państwowy, wchłonięcie przez państwo wszelkiej społecznej spontaniczności; wszystko to oznacza unicestwienie historycznej żywiołowości, która w ostatecznym rachunku utrzymuje, żywi i popycha naprzód ludzkie przeznaczenie”.
Nie bez przyczyny w krajach, które osiągnęły takie stadium, snuto rozważania o „końcu historii”. Jej nie tyle koniec, ile krach nastąpi, kiedy obezwładnione konsumpcjonizmem społeczeństwa zapomną o wolności i ładzie spontanicznym. Język, prawo, pieniądz i rynek, czyli najdonioślejsze wynalazki ludzkości, były efektem ładu spontanicznego. Dziś już oddano język i prawo, aby nie urażać wiary innych. Swoją wiarę coraz jawniej sprowadza się do kategorii dozwolonego hobby. Społeczeństwa wpierw pozbawiane przedsiębiorczości, odzwyczajane od wolności i zniechęcane do wiary nie będą miały woli bronić się przed wrogimi cywilizacjami. Rządzący odrzucili wielowiekowy pogląd, a co za tym idzie wynikające z niego implikacje, że, jak pisał lord Acton: „wolność jest zabezpieczeniem przed kontrolą ze strony innych ludzi. Wymaga samokontroli, a przeto wpływów religijnych i duchowych: wykształcenia, wiedzy i dobrobytu. (…) Wolność staje się w większym stopniu kwestią moralności niż polityki“. Również Adam Smith używał moralnych argumentów dla systemu wolności naturalnej, jakim jest kapitalizm. To moralność i to moralność chrześcijańska stanowi o sile i trwałości wolności we wszystkich jej przejawach.
Pogląd ten najwyraźniej i najdobitniej sformułował w Polsce Mirosław Dzielski. Stwierdził, że „religijność społeczeństwa jest warunkiem zachowania jego wolności. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania państwa prawa, a państwo liberalne jest państwem prawa, bez ludzi, którzy są moralni w głębszym znaczeniu religijnym (...)”.Refleksja ta wypływała z oceny funkcjonowania systemu, który był zaprzeczeniem tych wartości. Dogłębny i do dziś radykalnie odmienny od upowszechnionego wśród elit rządzących po 1989 roku osąd dokonany przez Mirosława Dzielskiego dotyka jednego z największych zagrożeń, które ten system sprowadził na nasz kraj. Przez blisko pół wieku system nieustannie niszczył fundamenty egzystencji narodu, doprowadzając do zapaści cywilizacyjnej w sferze pracy i przedsiębiorczości. Dzielski wiąże pracę i przedsiębiorczość z istnieniem narodu, który dzięki niej również staje się wspólnotą. Praca dla niego jest równie ważnym czynnikiem określającym naród, jak wspólny język, kultura, religia i państwo. To właśnie poprzez pracę bardziej niż przez jakiekolwiek inne działanie, jak pisze: „istnienie indywidualne włącza się w byt narodowy, umacnia go i samo czerpie z niego siły. Praca stanowi o duchowej i materialnej sile narodu, warunkuje rozwój jego kultury”.
Jako zwolennik radykalnego liberalizmu ekonomicznego, który uczynił z pracy podstawę odbudowy cywilizacji w naszym kraju, opowiadał się za pełną wolnością jednostek w sferze pracy. „Żaden człowiek nie ma więc prawa nie tylko zabierać cudzej pracy czy jej owoców, ale nawet dowolnie określać jej wartości” – stwierdza w eseju „Kilka uwag o obyczaju złej pracy w Polsce“. Jest dla niego oczywiste, że „człowiek otrzymuje tylko tyle, ile jest jego praca warta na rynku”. Jeżeli, tak jak w socjalizmie lub w krajach kapitalizmu bananowego, źródłem bogactwa nie będzie praca, lecz przywileje pewnych grup społecznych, to może to być – jak stwierdza – „źródłem poważnych zakłóceń moralnych i religijnych w sferze pracy”.Dla Dzielskiego praca i przedsiębiorczość opierały się na wiekowym systemie motywacyjnym powstałym w cywilizacji łacińskiej, na który składały się religia, moralność, korzyść własna i przyjemność. Dopiero suma tych bodźców powoduje, że jednostki są w stanie rzetelnie i wydajnie pracować. Próba ich zastąpienia bodźcami innego rodzaju prowadzi do zniszczenia społeczeństwa, które nie będzie w stanie wytwarzać już bogactwa. Powstanie bogactwa jest koniecznością cywilizacyjną. „Trzeba ze źródła bogactwa narodowego, jakim jest wolna praca – twierdzi – zepchnąć biurokratyczną górę”.
Refleksje Dzielskiego jako niewątpliwego i żarliwego chrześcijanina wskazują na filozoficzne i praktyczne konsekwencje wolności, przedsiębiorczości i odpowiedzialności. Dziś ponownie są potrzebne Polsce jak wówczas, kiedy zmieniał się system. Dzielskiego, który zmarł jesienią 1989 roku w Ameryce, do końca nurtowało, jaki kapitalizm będzie w Polsce. W przestrzeni publicznej zabrakło przywódców politycznych ufających bardziej jednostkom niż własnym rządom. Nie posiadali też kwalifikacji moralnych, aby dokonać wyboru ładu spontanicznego, a nie biurokracji jako formy organizacji życia.Konsekwencją opowiedzenia się za „biurokratycznym porządkiem” w miejsce utajonego ładu jest dzisiejszy system, który profetycznie opisał Dzielski: „Biznesem rządzić będą – oczywiście pośrednio – skorumpowani politycy i urzędnicy strzegący interesów potężnych kapitalistów i ich robotniczej klienteli. Handel zagraniczny będzie koncesjonowany. W cłach roić się będzie od wyjątków. Kraj będzie się rozwijał powoli. Korupcja kapitalistów, polityków i urzędników prowadzić będzie do olbrzymich różnic w zamożności. (…) System prawny będzie niestabilny i będzie się zmieniał wraz ze zmieniającymi się interesami kolejnych grup rządzących. W polityce rozkwitać będzie demagogia. Politycy opozycyjni, wykorzystując nieświadomość żyjących w ubóstwie mas, skłonni będą do rzucania haseł antykapitalistycznych i populistycznych. (...) Bogactwo będzie znienawidzone dla samego bogactwa, a nie z powodu niesprawiedliwości stanowiącej jego źródło. (...) Słaby, nieposiadający oparcia w szerokich rzeszach rząd będzie ustępował przed żądaniami demagogów, gotów wprowadzić najbardziej nawet szkodliwe dla kraju zmiany, aby utrzymać się przy władzy. (...) Ludzie będą wiedzieć, że łatwiej jest wzbogacić się dzięki przywilejom uzyskanym na drodze korupcji niż dzięki ciężkiej, uporczywej pracy. Kapitalizm będzie krytykowany za zło wynikające z jego braku (...)”.