Jeśli obserwujesz ulicę przez okno – mawiał Kandinsky – jej odgłosy dochodzą do ciebie słabo, ruchy przekształcają się w fantomy, a ona sama wskroś przezroczystą, acz szczelną i twardą szybę jawi się spektaklem z innego świata. Wystarczy jednak otworzyć drzwi i wychynąć ze swojego wnętrza, aby się pogrążyć w tym widowisku, przyjąć w nim aktywny udział i przeżywać jego wibracje całym jestestwem.
Przez okna z mojego wnętrza patrzę na Prospekt Lenina – główną ulicę stolicy Karelii. Tam w czasie przerwy obiadowej można spotkać większość znajomych. Po lewej widać potężny gmach merostwa i posąg Otto Kuusiniena, na wprost pałacyk ślubów (skąd dobiegają okrzyki: „gor’ko”, „gor’ko”), opodal naftowy król Safin, ojciec piosenkarki Alsu, buduje szykowny hotel (odbędzie się w nim mecz szachowych pretendentów do mistrzostwa świata), tuż obok ojciec Nikołaj pokrył swą willę dachem z miedzi (blachę z zielonkawą patyną zamawiał w Finlandii, bo tutaj takiej się nie dostanie...), a widok z prawej strony otwiera się na Oniego. W kamiennym obramowaniu nabrzeża jezioro przypomina lustro w zdobionej oprawie.Być może się dziwicie, jak po zaciszach Kondy Biereżnej i Łowozierskich Tundr można wytrzymywać hałasy miasta? Odpowiedź jest prosta: wystarczy się wsłuchać w wewnętrzną ciszszsz, aby zgiełk świata przestał dojmować.
Marzy mi się k o n t e r f e k t miasta. Czemu konterfekt, a nie pejzaż, podobizna lub medalion? Bo wyraz „konterfekt” posiada dwa znaczenia. Z jednej strony to przestarzałe pojęcie, synonim portretu, wizerunku tudzież obrazu, a z drugiej to coś podrobionego, sfałszowanego.
Leżąc nad Jeziorem Onieżskim, Pietrozawodsk ciągle się przegląda w jego wodach jak w zwierciadle i w zależności od częstości fali lub kąta padania promieni słonecznych ogląda własne oblicze w rozmaitych łamańcach, fokusach i maskach. Latem białe noce sączą powietrze matową poświatą (starzy mistrzowie uzyskiwali podobny efekt przy użyciu tempery białkowej), dzięki której rzeczy przekształcają się we własne cienie. W zimowym zaś pejzażu – co zauważył już Konstantin Paustowski w „Losach Karola Longesville’a” – dominują tylko dwie barwy. Ziemia jest lśnistobiała, a niebo szarobrudne i ciemne. Światło więc, wbrew naturalnym prawom, nie pada z góry, lecz unosi się z dołu, przydając dziwaczną perspektywę ogrodom, alejom i parkom okraszonym koronkami szreni, a także gmachom, posągom oraz twarzom ludzi podświetlonym jakby lampą z rampy.
Łażąc co rano po Onieżskim Nabrzeżu, podziwiam tę grę odbić, grymasów, wykrzywień i zwidów. I myślę sobie, że aby opowiadać o stolicy Karelii (przełamując realność w słowach), trzeba śmiało oscylować pomiędzy prawdą a przywidzeniem! Parafrazując Kandinskiego – należy przekształcać materialną płaszczyznę tekstu w iluzoryczną przestrzeń miasta.