Elżbieta Dzikowska, podróżniczka, absolwentka sinologii i historii sztuki, autorka książek i programów telewizyjnych (z Tonym Halikiem), zdaje sobie z tego sprawę, skoro pisze: „To najwyżej pamiętnik, a nie książka”. Ma rację. 87-letnia dziś autorka deklaruje: „Nie czuję się stara, wszystkiego mi się jeszcze chce”.

Jej zapiski z 2024 r. mają charakter dygresyjny i są pełne chaosu. Porządkują je jedynie daty, pod którymi widnieją wpisy. Wielokrotnie powraca w jednym tekście do różnych wątków, tłumacząc: „Trudno przerzucać się tak szybko z tematu na temat, ale taki mam styl”. Te czynione długopisem zapiski zostały przepisane przez jednego z jej przyjaciół, ale już nie zostały zredagowane (pojawiają się m.in. błędne personalia artystów).

Czytaj więcej

„Sama w Tokio”: Znaleźć samą siebie

Rozrzut tematów ogromny – od wątków autobiograficznych z różnych okresów życia, poprzez refleksje o odwiedzanych krajach (m.in. Meksyku, Chinach). Dzikowska podróżuje do dziś z przyjaciółmi, ale najintensywniejszy czas wypraw dzieliła z Halikiem. I choć spędzili ze sobą 24 lata – miał przed nią mroczne tajemnice, które teraz Dzikowska wyjawia. Wyjaśnia, że choć nie lubił sztuki współczesnej, to nie przeszkadzał jej w zainteresowaniach sztuką współczesną. Ze swoją przyjaciółką, Sławką Wierzchowską, kuratorowały głośne wystawy: „Jesteśmy” w Zachęcie (1991) i „Ars erotica” w Muzeum Narodowym w Warszawie (1994). Wśród nieustannych dygresji przewijają się dziesiątki nazwisk – artystów, przyjaciół różnicowanych przez autorkę takim komentarzem np.: „lubię”, „najlepsza przyjaciółka”.

Ważne, żeby wiedzieć, co powinno zostać w szufladzie.