Reklama

„Poranek dnia zagłady”: Komus unicestwiony

Czy C.L. Moore w powieści „Poranek dnia zagłady” z 1957 r. jako pierwsza w literaturze opisała AI w działaniu? Bardzo możliwe.

Publikacja: 25.07.2025 16:00

„Poranek dnia zagłady”, C.L. Moore, tłum. Jerzy Moderski, wyd. Rebis

„Poranek dnia zagłady”, C.L. Moore, tłum. Jerzy Moderski, wyd. Rebis

Foto: mat.pras.

C.L. Moore, zmarła w 1987 r. amerykańska pisarka, znana jest u nas głównie jako żona Henry’ego Kuttnera (1915-1958), z którym pisywała opowiadania SF. Kuttner z kolei to autor cenionych do dziś zabawnych opowiadań o wynalazcy Gallagherze i rodzinie fantastycznych abnegatów Hogbenów. Wiedząc to, nikt by się nie spodziewał, że spod ręki autorki o pokrewnych upodobaniach mogła wyjść powieść taka jak „Poranek dnia zagłady” z 1957 r.

Jest to bowiem wizja Ameryki objętej systemem totalitarnym, który wszystko kontroluje: ludzi, to, co oni mówią i myślą, a także przepływy wiadomości i towarów. „Komus. Komunikacja. Łączność USA. W skrócie Kom US. Została skrócona do słowa Komus po pierwszym miesiącu swego działania”.

Przejawy działania Komusu wyglądają tak, że czerwone pojazdy jeżdżą nieustannie po ulicach i skanują przechodniów. Ci, których odczyt wskazuje na nieprawomyślność, są odławiani i poddawani obróbce śledczej. Wszędzie stacje kontroli regulują przepływ ludności. Kto nie pasuje do systemu i zagraża jego stabilności, ten nie zdaje egzaminów przydatności i jest marginalizowany. Wiąże się to z obniżeniem stopy życiowej, szkodzi karierze zawodowej itp. Powieść rozpoczyna się 30 lat po zaprowadzeniu Komusu przez „dobrotliwego dyktatora” Raleigha, który dożywa swych dni i wiadomo, że bez jego charyzmy system będzie miał kłopoty. Już i tak stan Kalifornia buntuje się do tego stopnia, że Komus musiał tam zostać zawieszony. Bohaterem powieści jest Rohan, były aktor i pupilek władzy, który popadł w niełaskę, a może sam się odsunął od splendorów. Jego perypetie życiowe rzucają go na obszar zbuntowany, gdzie podobno zbudowano bombę Anty-Kom, która w jednej chwili rozwali Komus i uwolni Stany. Rządzący usiłują temu przeciwdziałać; gra o magiczny artefakt wypełnia fabułę powieści Moore.

Czytaj więcej

„Księżyc nad Soho”: Znikający jazzmani

Nie byłoby to więc nic innego poza knuciem, bieganiną, strzelaniem, kombinowaniem składającymi się na względnie wartką akcję, gdyby Komus nie został przedstawiony jako system autonomiczny, samosterowny i podejmujący decyzje. „Mogę wyobrażać sobie Komus jako skomplikowaną sieć, niczym pajęczynę, która dociera do każdego człowieka i każdego budynku w Stanach Zjednoczonych. Widzę, jak mruga, błyszczy, iskrzy wszędzie, gdzie dotyka ludzkiego umysłu. Cienkie skwierczące nerwy elektromagnetycznej energii dają życie skomplikowanym maszynom i zarządzają krajem dla Komusu.” I dalej, jeszcze dobitniej: „Nie możesz sobie wyobrazić życia bez Komusu. Komus to my wszyscy. To gazety, szkoły, rozrywka. (…) Nie da się funkcjonować bez Komusu. Życie byłoby zbyt nieprzewidywalne. Społeczeństwo kruszyłoby się jak kiepski beton”.

Reklama
Reklama

Po takim dictum na myśl przychodzi od razu sztuczna inteligencja – termin po raz pierwszy użyty w połowie lat 50. XX wieku. Teoretycznie C.L. Moore mogła się z nim zetknąć, aczkolwiek w powieści sformułowanie to nie pada ani razu. „Nagle w ciemnościach doznałem poczucia rozległej władzy Komusu, jego nieskończenie wielkiej sieci nerwowej, muskułów i stalowych kości trzymających w uścisku cały kontynent”. Jest więc i sieć, oplatająca kraj (świat?) i wypatrująca jakichkolwiek oznak nieprawomyślności. Czy C.L. Moore jako pierwsza w znanej mi literaturze opisała AI w działaniu? Czy też Komus, komunizm i inne systemy polityczne tego rodzaju wykazują tak dalece posunięte poczucie autonomii, że, chcąc nie chcąc, traktujemy je osobowo, jak realnie działającego przeciwnika? Tak czy owak powieść Moore bardzo zyskuje na atrakcyjności, gdy się zauważy, że może opiewać walkę istot z mięsa, białka i neuronów z bezduszną, a opresyjną siłą, zainstalowaną jak zawsze pro publico bono.


C.L. Moore, zmarła w 1987 r. amerykańska pisarka, znana jest u nas głównie jako żona Henry’ego Kuttnera (1915-1958), z którym pisywała opowiadania SF. Kuttner z kolei to autor cenionych do dziś zabawnych opowiadań o wynalazcy Gallagherze i rodzinie fantastycznych abnegatów Hogbenów. Wiedząc to, nikt by się nie spodziewał, że spod ręki autorki o pokrewnych upodobaniach mogła wyjść powieść taka jak „Poranek dnia zagłady” z 1957 r.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Tony Hawk’s Pro Skater 3+4”: Dla tych, co tęsknią za deskorolką
Plus Minus
„Gry rodzinne. Jak myślenie systemowe może uratować ciebie, twoją rodzinę i świat”: Rodzina jak wielki zderzacz relacji
Plus Minus
„Ze mną przez świat”: Mogło zostać w szufladzie
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Marcin Mortka: Całkowicie oddany metalowi
Plus Minus
„Kresy szczerości”: Wszystkiego wszędzie za dużo naraz
Reklama
Reklama